CLASS OF 1999 II: THE SUBSTITUTE
–
KLASA 1999 II: ZASTĘPSTWO
Kojarzycie Pana Szyszka z „Miksera Filmowego”? Jeśli nie, to chyba najwyższy czas nadrobić zaległości. Tenże człowiek o aparycji wiewióra popełnił recenzję filmu, który przeniesie was w przeszłość, a mianowicie do szkoły, gdzie dzieją się cuda o jakich się wam nie śniło 😉
Pamiętam, że część pierwsza „Klasy 1999” była koszmarnie głupia i
szczerze powiedziawszy po „dwójce” spodziewałem się czegoś jeszcze
gorszego. Tymczasem, chociaż nadal mamy do czynienia z totalnym gniotem,
to poziom troszkę się podniósł.
szczerze powiedziawszy po „dwójce” spodziewałem się czegoś jeszcze
gorszego. Tymczasem, chociaż nadal mamy do czynienia z totalnym gniotem,
to poziom troszkę się podniósł.
„Klasa 1999 II: Zastępstwo” to kontynuacja, historia pewnej szkoły, do
której uczęszczają młodociani bandyci. Co ciekawe, chociaż to ciężcy
kryminaliści spoza nawiasu społeczeństwa, to mimo wszystko szanują
obowiązek szkolny i codziennie przychodzą na lekcje. Absurd totalny,
ale… co tam. Pewnego dnia pojawia się android, który podaje się za
nauczyciela zastępczego i zaczyna powolutku mordować krnąbrnych
podopiecznych.
której uczęszczają młodociani bandyci. Co ciekawe, chociaż to ciężcy
kryminaliści spoza nawiasu społeczeństwa, to mimo wszystko szanują
obowiązek szkolny i codziennie przychodzą na lekcje. Absurd totalny,
ale… co tam. Pewnego dnia pojawia się android, który podaje się za
nauczyciela zastępczego i zaczyna powolutku mordować krnąbrnych
podopiecznych.
Brzmi to jak grafomański bełkot, ale gdzieś tam jest ziarnko
potencjału na dobry film, chociaż tutaj akurat niewykorzystane. Twórcy z
braku umiejętności i funduszy stworzyli pokracznego potworka, który od
biedy można nazwać filmem sci-fi.
potencjału na dobry film, chociaż tutaj akurat niewykorzystane. Twórcy z
braku umiejętności i funduszy stworzyli pokracznego potworka, który od
biedy można nazwać filmem sci-fi.
Aktorstwo mamy tak drewniane, że nawet
Pinokio dałby z siebie więcej. Postacie uczniów nie są może tak
karykaturalne jak w poprzedniej części, ale ciągle przypominają
skrzyżowanie naćpanych punków z… bohaterami Mad Maxa, oczywiście z
nieograniczonym dostępem do broni. A żeby było śmiesznie całego tego
burdelu dogląda starszy fajtłapowaty policjant, taki jakich znamy z
amerykańskich filmowych bufetów z pączkami. No nie idzie przechwalić…
Pinokio dałby z siebie więcej. Postacie uczniów nie są może tak
karykaturalne jak w poprzedniej części, ale ciągle przypominają
skrzyżowanie naćpanych punków z… bohaterami Mad Maxa, oczywiście z
nieograniczonym dostępem do broni. A żeby było śmiesznie całego tego
burdelu dogląda starszy fajtłapowaty policjant, taki jakich znamy z
amerykańskich filmowych bufetów z pączkami. No nie idzie przechwalić…
Są jednak i plusy. Uważny widz, podchodząc krytycznie do tego filmu
dopatrzy się licznych niekonsekwencji, stwarzających pozory niedbalstwa
reżysera, a jednak część z nich znajduje w końcu wyjaśnienie. Druga
rzecz to parę naprawdę niezłych scen, głównie rozwałki i mordowania,
które tu trącą myszką, ale zrealizowane przez prawdziwych filmowców
mogły by okazać się hitami.
dopatrzy się licznych niekonsekwencji, stwarzających pozory niedbalstwa
reżysera, a jednak część z nich znajduje w końcu wyjaśnienie. Druga
rzecz to parę naprawdę niezłych scen, głównie rozwałki i mordowania,
które tu trącą myszką, ale zrealizowane przez prawdziwych filmowców
mogły by okazać się hitami.
W dużej mierze jednak fabuła wieje nudą na kilometr, a wylewające się
z ekranu kicz i taniocha zniechęcają, neutralizując te nieliczne
ciekawe rozwiązania fabularne (które aż prosiłyby się o Spielberga i
Stallone’a). Zresztą widać tu tyle inspiracji dobrym kinem akcji, że
biorąc pod uwagę rozmiar klęski, aż zastanawia, jak mogli tyle
spieprzyć. A i nawet ścieżka dźwiękowa nachalnie przypomina pewne stare,
kultowe motywy, tylko jest taka… tańsza.
z ekranu kicz i taniocha zniechęcają, neutralizując te nieliczne
ciekawe rozwiązania fabularne (które aż prosiłyby się o Spielberga i
Stallone’a). Zresztą widać tu tyle inspiracji dobrym kinem akcji, że
biorąc pod uwagę rozmiar klęski, aż zastanawia, jak mogli tyle
spieprzyć. A i nawet ścieżka dźwiękowa nachalnie przypomina pewne stare,
kultowe motywy, tylko jest taka… tańsza.
Obyło się bez piwa, bo głupio tak z samego rana (a naprawdę to nie
chciało mi się iść do sklepu), ale gdybym miał browary, pewnie na trzech
by się skończyło.
chciało mi się iść do sklepu), ale gdybym miał browary, pewnie na trzech
by się skończyło.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: