Pamiętacie jak kilka recek temu gadałem wam o irracjonalnym strachu przed porodem? No właśnie.
Tym razem weźmiemy na warsztat kompletnie przeciwieństwo tej fobii czyli strach przed śmiercią… ależ to będzie mroczna i pizgająca pierwotnym lękiem recka!
A przynajmniej byłaby, gdybym znalazł w tym gównianym paździerzu coś, co mógłbym wam z godną siebie słowiańską werwą przedstawić.
Koszmarnie nudna i grubymi nićmi szyta fabuła skupia się na pewnym krawcu, którego brat bliźniak z impetem pożegnał się z tym światem. W sumie było to zwykłe śmiertelne zejście, ale bidak i tak bardzo się przejął.
Innymi słowy odjebało mu tak mocno, że wokół niego zaczęły się dziać dziwne i podejrzane rzeczy, a ludzie zaczęli ginąć.
Na nieszczęście dla widza już po kilkunastu minutach można się domyślić o co tu biega i nie trzeba być do tego wykwalifikowanym prekognitą.
Nie powiem, ponieważ lubię trupie klimaty tytuł podstępnie zachęcił mnie do odpalenia sobie tego dzieła, co skończyło się naruszeniem jedności żuchwy na skutek ciągłego ziewania.
Bac się tu ni cholery nie ma czego, a jeśli chodzi o plusy, jest tylko jeden. Widziałem już wiele znacznie gorszych filmów.