Jejku, jakie to jest fajne, jakie to jest urocze, jakie klimatyczne, w końcu poruszające i mądre.
Śmierć- postać, którą poznaliśmy na łamach Sandmana Neila Gaimana dostała własny komiks (Sandman to z resztą kopalnia motywów, które następnie zaczęły żyć własnym życiem jak choćby Lucyfer, który dostał swój komiks, obecnie już drugą serię, a także serial, a w zasadzie dwa). Od razu napiszę, że mnie komiks ten ujął, urzekł.
Nie- zachwycił, nie -wstrząsnął czy też zrewidował moje podejście do pewnych spraw czy też komiksu jako takiego. Nie jest to ten „kaliber” historii. I w mojej ocenie jest to jego najsilniejszą stroną. Opowiada on historie z pozoru proste, bez mnogości wątków czy poważnych intryg. Nie stara się opisać ex cahtedra poglądu na kwestie o dużym ciężarze gatunkowym. Jest wolny od zalet przełomowych komiksów, jak np. wspomniany Sandman, a więc natłoku odwołań, intertekstualności, czy też, momentami przytłaczającej powagi poszczególnych motywów. Wszystko w nim jest bezpretensjonalne.
Mimo tego, jest to jednocześnie komiks niebanalny. Może się wydawać, że momentami zahacza o tematy banalne jednak oczywiście okazuje się, że wcale tak nie jest a czytelnik pozostaje z głową pełną refleksji. To wszystko zawdzięczamy oczywiście talentowi Gaimana bo oprócz tworzenia niezwykłych fantastycznych światów, ma także niepodważalny dar opowiadania nieskomplikowanych historii dotykających rzeczy ważnych, w których każde zdanie jest na miejscu (np. Arlequin i Walentynki, od którego Śmierć jest jeszcze lepsza). Taka właśnie jest Śmierć- mądra, ciepła (serio, serio), a jednocześnie poważna w swej istocie, zagadkowa, równocześnie trudna i oczywista.
Dostajemy zatem urokliwą historię o możliwości jej „oswojenia”, dla której punktem wyjścia są wątpliwości samej Śmierci na temat jej roli (Wysoka cena życia), a także przeraźliwie smutną a jednocześnie budzącą nadzieję historię o sensie samej śmierci, którym jest…życie (Pełnia życia). Dostajemy także historię o jej nieuchronności (Śmierć i Wenecja). Co więcej, pisząc, że dostajemy historię na te tematy, nie jestem do końca precyzyjny, dostajemy impuls pobudzający do refleksji.
W gruncie rzeczy jest to najważniejsza siła tego komiksu- nie daje odpowiedzi, nie stawia pytań, ale podsuwa tropy i to głównie, a nie tematyka, sprawia, że mogę spokojnie napisać o nim, że jest to mądry komiks.
Graficzną stroną tej opowieści zajęły się czołowe nazwiska nurtu „klimatycznego”m.in. Chris Bachalo, Malcolm Jones III, a przede wszystkim Dave McKeen. Oczywiście można by pewnie wyobrazić sobie jeszcze kilka mocniejszych możliwości w tym zakresie (Ted Mckeever, Mike Mignola, czy ostatnio mój ulubiony Bill Sienkiewicz), ale trzeba przyznać, że rysunki idealnie pasują do klimatu opowieści o Śmierci jednocześnie poważnej i sympatycznej. Jako bonus dostajemy pakiet prac nie tylko rysowników odpowiadających za główne historie, ale także gwiazd współczesnego komiksu (Joe Quesada, Greg Cappulo, Kevin Nowlan) jak i legend (Moebius, Dave Gibbons, Brian Boland), w tym takich, których sztuka wykracza daleko poza medium komiksowe (Kent Williams- serio sprawdźcie tego gościa), a nawet jako ciekawostka- Clive’a Barkera.
Szczerze polecam Śmierć. Jest szansa, że ją pokochacie. Ja pokochałem.