Kolejny film, z którego oceną mam problem. Nie wiem nawet czy nie największy z dotychczasowych. Najpierw chciałem go zmasakrować, potem dać recenzję pozytywną, z zastrzeżeniem jednak bardzo widocznych minusów. Ostatecznie jednak chyba jednak trzeba go będzie raczej nie polecać, ale bez zbędnego „rozjeżdżania”.
Otóż jest to klasyczne azjatyckie kino grozy, azjatyckie do bólu i chyba niestety jest to minus.
Mamy oczywiście jakąś starą legendę, bohaterkę, która wydaje się nawiedzona, albo która brała udział w nawiedzonej sytuacji, tajemnicę, która właśnie jest budowana na podstawie pytania o stan głównej bohaterki, zakończenie, które ma w przewrotny sposób rozwiązywać zagadkę i jump scenes, masę jump scenes, jeszcze więcej jump scenes.
Można powiedzieć, że film może się z tego powodu podobać bo czerpie z tych motywów azjatyckiego kina grozy, które sprawiają, że tak bardzo je lubimy i wykorzystuje je dobrze (wszyscy lubią historie dobrze zmontowane ze znanych motywów). To w zasadzie będzie prawda, z tym, że …
… w tym filmie nie pokuszono się na odrobinę oryginalności, a wykorzystane składniki są użyte w ten sposób jakby autor działał w myśl zasady, że jak je wrzuci na raz to samo się obroni bo to już będzie samograj. Otóż nie, przez to film sprawia wrażenie nie oparcia o najlepsze elementy azjatyckiego kina grozy tylko o najbardziej przeciętne, średnie elementy. Takie jak główny bohater komedii Idiokracja, który był perfectly average. Not sure.
No i właśnie to sprawiło, że przez długi czas byłem not sure czy straciłem czas czy też obejrzałem po raz kolejny znaną, ale lubianą historię.
Ostatecznie na niekorzyść oceny przeważyło to, że już od połowy domyśliłem się zakończenia, ale nie dlatego wcale, że reżyser zmyślne podsuwa tropy, tylko dlatego, że, ponieważ od razu bił po oczach „klasyczny asian”, można było założyć, że na końcu ma być jakiś twist wyjaśniający historię. I oczywiście nawet nie skupiając się na prowadzeniu akcji można strzelać i…tak to jest właśnie ten. To jeszcze raz pokazuje, że poszczególne sceny są wrzucone mocno randomowo z założeniem, że wszyscy kochamy ten klimat więc jakoś to będzie.
Na koniec, żeby tak do końca nie narzekać, napiszę, że podobno był to debiut reżyserski, zatem pewnie zamysłem było zachowawcze wykorzystanie „bezpiecznych” elementów. Jak na debiut, całkiem nieźle, udało się wziąć działające motywy i nie tylko ich nie zepsuć, ale użyć je zgodnie z ich przeznaczeniem. Ponadto jest to część cyklu 4 horror tales, zatem też prawdopodobnie chodziło o to, żeby opowiedzieć kilka klasycznych historii, bez silenia się na oryginalność. To jest z resztą trafne porównanie- film ogląda się jak odcinek serialu grozy, czyli szybkie skondensowanie motywów charakterystycznych dla danego rodzaju historii (koreańska klątwa, powieść gotycka, slasher na obozie). Ponadto atmosfera jest fajna, świetne zdjęcia, dobra muzyka i miejsce akcji bardzo pasujące dla theatrum koreańskiej legendy tj. odludne rogatki. To sprawia, że sceny w tych miejscach potrafią naprawdę czasem przerazić, zwłaszcza kiedy widać w nich mniej niż więcej, tylko pamiętajcie, jump scenes, jump scenes, jeszcze więcej jump scenes.
W jednej recenzji napisano, że jest to świetny film na rozpoczęcie przygody z azjatyckim kinem grozy. To na pewno. Ja bym polecił go jeszcze zagorzałym fanom, którzy każdy, nawet odbity jak od sztancy, film w takim klimacie biorą w ciemno. Ja niestety dość mocno się wynudziłem. Choć atmosfera zbłąkanego ducha na rogatkach jest miodzio, całego filmu nie pociągnie.
http://horroryonline.pl/film/29-luty-2-wol-29-il-2006/806