Olaboga… co za kretyn przetłumaczył ten tytuł w taki sposób?! Swoją drogą, czy można zostać zarżniętym inaczej niż „żywcem”? Może chodzi o masakrowanie oponenta znaną marką piwa albo bezlitosne okładanie pechowca warchlakiem? Może wy mi to wytłumaczycie, bo ja wymiękam.
Niestety, poziom recenzowanego tu filmu doskonale współgra z zawadiackim tłumaczeniem dystrybutora, a jedynym plusem jest udział faceta, którego możecie kojarzyć jako Golluma z „Władcy pierścieni”.
Grana przez niego postać, będąca płotką wśród hultajów marginesu społecznego, postanowiła wzbogacić się kosztem lokalnego watażki, które zarabia krocie na barze ze striptizem. Łącząc siły z bądź co bądź, niechętnym do współpracy braciszkiem porywają córkę gangstera, z zamiarem wzięcia okupu.
Blond panienka jest jednak twardą laską, która nie da sobie w kaszę pluć, a na dodatek brat pana Golluma to kompletny idiota, który spieprzy wszystko, czego się tknie. Jakby mało było problemów porywaczy, wchodzą oni w drogę pewnemu zniekształconemu mieszkańcowi okolicznego domostwa, który uwielbia pożerać ludzi.
Wydaje się to wam ciekawe? Nie jest. Miało to być połączenie rasowego slashera z czarną komedią, ale wyszło to naprawdę tragikomicznie. Żarty są nieśmieszne i wydają się być pisane na kolanie podczas posiadówki w kiblu, a sceny gore prezentują przeciętny poziom.
Najgorsze jednak jest to, że podziwianie perypetii bohaterów przyprawia o niestrawność. Jest irytująco, sztampowo, nudnawo, a jak już wspomniałem, pseudo zabawne żarty ewidentnie są tworzone na siłę.
Chyba już domyśliliście się, że za żadne skarby nie polecam wam tego badziewia? No to fajnie, że się rozumiemy.