OZARK SHARKS
–
WAKACJE Z REKINAMI
Czasem bywa tak, że gdy prujesz do agresywnego rekina ze zwykłego rewolweru, robi to na nim równie wielkie wrażenie, jak urwana noga pacjenta, na pijanym stażyście w przychodni.
Co więc w takim przypadku zrobić? Ściągnąć gatki i zacząć szlochać? Zdezorientować wroga peruwiańskim tańcem godowym? Nie! W takim wypadku zdać się trzeba na osoby trzecie, wyposażone w ręcznie robione maszynki do zabijania.
W taką właśnie kabałę wpadła rodzinka, która zamierzała wypocząć nad jeziorem i pożreć tyle marynowanych trufli ile będą w stanie zmieścić ich przyzwyczajone do śmieciowego jedzenia żołądki.
Nie dla nich jednak wypoczynek i rozkoszna gonitwa za lądowymi skorupiakami, bowiem ich okolice nawiedziły żarłacze tępogłowe, dla których słodka woda jest równie mało szkodliwa, co kisiel dla profesjonalnych zapaśniczek w bikini.
Trup ściele się gęsto, a lokalny szeryf, mający kompletną wyjebkę na alarmującego go telefonicznie młodziaka tylko dolewa oliwy do ognia, a co za tym idzie, ludziska zdani są wyłącznie na własne spracowane łapska.
Na ich szczęście, miły pan na co dzień pracujący w sklepie, hobbystycznie zajmuje się produkcją różnego rodzaju broni i to jakiej! „Dziabo-Katany”, „Piły marcowej zagłady”, „Kolczaste buty Mefistofelesa”, to tylko początek. Jego prawdziwą chlubą jest znana z gry „Fallout 3” „Pakietnica”, z której można razić przeciwników czym tylko popadnie, byleby tylko mieściło się do lufy.
Jeśli w tym miejscu spodziewacie się, że napiszę coś ciekawego o samych rekinach, to niestety musicie się obejść smakiem. To zwykłe słodkowodne płetwiaki, które polują na ludzi, więc niczego odkrywczego tutaj nie napiszę.
Na szczęście poziom humoru jest umiarkowanie niezły, opowieść nie nudzi i pomimo braku czegoś totalnie odlotowego siedziało mi się przy tym dosyć miło. Czy wasze wrażenia będą takie same? Dajcie znać w komentarzach!
Dla zainteresowanych:
Werdykt: