VASE DE NOCES
Miłość nie jedno ma imię i niejedną rzecz zdażyło mi się zrobić w jej imieniu, gdy byłem jeszcze młody, piękny i pełen wigoru. Nie to co teraz, gdybyście wiedzieli jak ciężko mi czasem… no nieważne, nie o tym miałem mówić.
Recenzowany tu film, to urzekająca swą prostotą opowieść o wielkiej miłości mężczyzny do świni czy też raczej lochy, która swym zgrabnym ogonkiem mogłaby zauroczyć niejednego kawalera.
Facet żyje sobie spokojnie na wsi, karmi kurczaki, wyleguje się na trawie i czasem z nudów maca sutki trzody chlewnej. W końcu jednak, po którejś upojnej nocy z lochą, okazuje się, że szczęśliwa para doczeka się potomstwa
Nasz bohater kocha swe pociechy i stara się zapewnić im wspaniałą jakośc życia. Jedzą razem, gaworzą i ogólnie jest cudownie. W końcu jednak, gdy okazuje się, że maluchy wolą mamę od taty, ten wkurwia się niemiłosiernie i… resztę zobaczycie sami.
Film ten został zakazany w wielu krajach i z tego co wiem, ma to związek z niespełniającymi wymogów Unii Europejskiej trzcinami, które były w tym filmie podejrzanie karłowate… albo cośtam, nie wiem.
W każdym bądź razie, nie uświadczycie tu ani jednego monologu, więc musicie pilnie śledzić bieg wydarzeń. Tutaj każde uchylone drzwi, każda kopulacja w wykonaniu indyków ma swój sens i cel, tak więc weźcie to pod uwagę.
A teraz bardziej poważnie. Produkcja ta jest w pewnych kręgach kultowa i trzeba przyznać, że ogląda się to dosyć ciekawie, choć niemiłosiernie wkurwiać może to, że na potrzeby filmu mordowano tu zwierzęta. Chyba, że macie to w dupie.
Tak czy inaczej, fani ultra dziwacznych pozycji powinni się z tym zapoznać, choć odbiór tego filmu będzie dla każdego różny, stąd nie jestem w stanie ogłosić żadnego konkretnego werdyktu.
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
WYMAGA INDYWIDUALNYCH TESTÓW