Ludziska niesamowicie jarali się trailerami do tego pełnometrażowego dzieła, które prócz klimatów rodem z VHS miało także obfitować w … uwaga, werble… sceny Gore, z prawdziwego zdarzenia. I trzeba tutaj jasno stwierdzić, że tych dwóch rzeczy jest w filmie całkiem sporo.
Szkoda tylko, że choć całokształt jest zacny i gra tu nawet Michael Ironside, to po seansie spotkał mnie lekki zawód, nie płakałem, nie brało mnie na szlochy, ale wybitnie brakuje tu przysłowiowego ananasa na rustykalnym stole. Jeśli nie kumacie przenośni to nie szkodzi, ja sam średnio wiem co piszę, ale o tym wspomnę wam później.
Pewien młody dzieciak, któremu niegdyś zamordowano rodziców błąka się po postapokaliptycznych pustkowiach zaczytując się w komiksach i szabrując co się da. Na swej drodze spotyka pewnego dnia niejaką Apple, dziwaczną i lekko pokręconą blondyneczkę z permanentnym bananem na ryjku.
Babeczka ma wyraźnie nie po kolei w głowie, a na domiar złego zostaje ona porwana przez jednego z ludzi Zeusa, samozwańczego pana pustynnych terenów, który zmusza ludzi do walk na arenie. Do tej wesołej dwójki los dołącza jeszcze najlepszego arm wrestlera okolic, z którym będą musieli zakończyć niecne i kaprawe rządy tyrana.
Tyle jeśli chodzi o fabułę. Jest tam kilka zwrotów akcji i fajnych scen, ale pomimo tego, że naprawdę przyjemnie się to ogląda, to w pewnym momencie miałem wrażenie że autorzy nie do końca wiedzieli jak dalej poprowadzić historię.
Jest dosyć fajnie, momentami nawet zabawnie, ale tak jak wspomniałem, tyłka mi to jakoś szczególnie nie urwało, a sama końcówka była już dosyć mdła i do chuja nie podobna.
Jeden komentarz
nie było innych filmów z tym tytułem kojarzę jakiś horror z przełomu l80/90 też chyba taki tytuł miało pamiętam kilku gówinarzy jakaś zakopana księga i przeklęta muza HM kapeli która zgineła w samolocie po jej nagraniu???