DEAD PIT – TRUPI LOCH
Znam kilka osób, które mogłyby przesiadywać w robocie po godzinach, nabijając sobie konto przez wyzyskiwanie pracodawcy namolnym okupowaniem miejsca pracy. Jednak jak słusznie zauważył pewien doktorek występujący w tym filmie, nie samą pracą człowiek żyje.
Zamiast znaleźć sobie porządne hobby jak choćby kolekcjonowanie czeskiej pornografii czy chałupniczy wyrób azbestu, facet bardzo śmiało eksperymentował na psychicznie chorych, którzy notabene byli jego podopiecznymi.
Skończyło się to dla niego nieprzyjemnie, poniewaz został w końcu nakryty, ofukany przez ordynatora oraz finalnie zjednoczony z glebą poprzez strzał w sam środek czachy, oddany za pomocą rewolweru.
Wiele lat później, gdy do zakładu trafia tajemnicza kobieta z amnezją, jego półmaterialny duch powraca na stare śmieci, by za pomocą szpikulca do lobotomii siać strach i oświetlać pobliskie obiekty za pomocą jarzeniówek wbudowanych w gałki oczne.
O ile aktorzy drugoplanowi nawet dają radę, to zarówno główna bohaterka jak i psychopatyczny chirurg wypadają tak sztucznie i niemrawo, że ikona Jego Makaronowej Doskonałości, która wisi u mnie w pokoju, zaczęła ronić gęste, czerwone łzy,
Co prawda wnet okazało się, że to tylko sos bolognese, ale liczy się styl!
Nie będę przypieprzał się do jarzących się jak świąteczne lampki oczu ożywieńca ani tym podobnych pierdół. Ponarzekam sobie jednak na mdłą, nieciekawą fabułę, niewielką ilość gore i senną opowieść, która powoduje znużenie i odbiera apetyt na wiele godzin.
Niby klasyk, ale syfiasty i do chuja nie podobny.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=cRSG4y-gc1A
Werdykt: