THE DARK LURKING
„Wowww… reżyser wie, że ćpiesz?”, chciałoby się zapytać operatora kamery już w pierwszych dwóch minutach filmu. Cwaniak albo palnął sobie w żyłę albo tempo akcji i napięcie było (już na samym początku) tak zajebiste, że facet za bardzo wczuł się w rolę.
Statek kosmiczny, który dopadła plaga wszelakich mutacji, ma jeszcze kilku ocalałych, którym na ratunek przybywają najemnicy. Później mamy rozwałkę, czajenie się po tunelach, przemienionych w bestie ludzi i facetów w hełmofonach rodem z Killzone.
Nie przeszkadza mi zbytnio, kiedy ktoś zapożycza pewne schematy od klasyków gatunku, o ile nie robione jest to na siłę. Wkurwia mnie natomiast niemiłosiernie, kiedy jeden film jest kalką kilku innych, w dodatku kiepsko wykonaną.
Jakich? Pozwólcie, że przedstawię to za pomocą wzoru matematycznego.
Predator Obcy + Resident Evil = The Dark Lurking
Niestety, nawet zerżnięcie kilku pomysłów z tamtych produkcji nie zadziałało tutaj za dobrze, nie będę się rozwodził nad detalami, bo po prostu szkoda mojego i waszego czasu. Uwierzcie mi na słowo.
Od dawien dawna, bohaterowie (nie licząc najemników i babci-doktor) nie wkurwiali mnie tak jak tutaj. Jęczą, spazmują i narzekają niczym banda dziesięcioletnich, niedojebanych gówniarzy. Oglądając ich wybryki miałem szczerą nadzieję, że zostaną zjedzeni/rozszarpani/zainfekowani już na początku filmu.
Przez cały czas, mimo scen akcji wieje tu nudą na wielką skalę, co skutecznie odstraszało mnie od ekranu monitora. Niestety, musiałem wysiedzieć przed nim do końca, co z pewnością w swoim czasie odbije się na mojej i tak kalekiej już psychice.
Na koniec, taka mała zagwozdka. Ciężko było mi przetłumaczyć nazwę tego filmu. „Mroczna przyczajka?”, „Ciemny czajoch?”
Za cholerę nie wiem jak przekonwertować ten tytuł i chyba nie będę próbował. Wystarczy mi znać wartość tego, co prezentuje sama produkcja.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=OCWG1SMLR-4
Werdykt: