Wybierając film na wieczór pokierowaliśmy się mottem jednego ze znanych mędrców „let’s get back to the classics”, w szczególności zważywszy, że ostatnio natknęliśmy się na dużo pochlebnych opinii o tym filmie. Trzeba było sprawdzić.
Pierwsze wrażenie było umiarkowanie pozytywne, była obawa, że jednak film okaże się aż nazbyt klasyczny tj. nie wytrzymał prób czasu, zestarzał się. Jednak wrażenie to minęło bardzo szybko, bo już po paru minutach, a w szczególności po „zanurzeniu się” w atmosferę kolejnych scen budujących atmosferę surrealistycznej, groźniej tajemnicy, całkowicie zaś po finalnym zastanowieniu się nad filmem, można śmiało napisać, że horror ten jest REWELACYJNY. Wspomniana atmosfera jest dokładnie taka jaka powinna być we wzorowym horrorze- wszechobecnego, czającego się w zakamarkach, niewiadomego zła. Żadna scena nie jest zbędna, a z drugiej strony trudno by sobie wyobrazić aby coś jeszcze trzeba było dodać.
Na osobną pochwałę zasługują technikalia filmu. Kadry, sceny i ujęcia są budowane tak, że same w sobie mogłyby stanowić samodzielne, trzeba przyznać zarówno piękne jak i niepokojące, obrazy (wykorzystanie nietypowych ujęć np. z góry, elementów otoczenia, geometrii np. witraży, szkła, świateł i faktury np. wody). Same sceny śmierci są bardzo….plastyczne i pomysłowe. Muzyka jest bardzo mocno akcentowana, niektórzy mogą powiedzieć, że za bardzo, ja zaś uważam, że, w związku z całą poetyką sposobu opowiadania historii, jest to kolejny mocny plus. Jest takie ładne angielskie słowo „haunting”.
Zakończenie nie jest skomplikowane, ale obraca się w moich ulubionych klimatach (ale nie będę spojlować) więc oczywiście również przypadło do gustu.
W dwóch słowach: 100% klasyk. Jeśli tylko nie odrzuca Was wzorcowa stylistyka lat 70-80 (ale jako może skoro w horrorze to tak piękny okres?) to niezaprzeczalnie A MUST SEE.