Po mdłym, mało zabawnym i totalnie przeciętnym filmie o zombiaczkach (Zombieland) który pozował na komedię nadszedł czas, bym wziął się za coś, co przynajmniej w kwestii tytułu wygląda na spektakularne kopiuj/wklej z nastawieniem na strzygi, topielce i mamuny. Oczywiście jaja sobie robię, bo chyba od razu się kapnęliście (bystrzaki!) że wampiry to jedyna rzecz jaką tu uświadczycie prawda?
W dziele tym mamy do czynienia ze światem pozbawionym lukrowanych ciasteczek i gofrów w czekoladowej polewie, a to wszystko za sprawą plagi wampirów, która rozprzestrzenia się szybciej niż Syryjscy imigranci zalewający Europejskie państwa.
Trzeba jasno powiedzieć, że ludzie niezbyt dobrze radzą sobie z nową sytuacją. Jedni popełniają zbiorowe samobójstwa, inni zakładają kółka garncarskie, a jeszcze inni sekty, które traktują zmartwychwstałych jako emisariuszy Boga. Tak czy inaczej, każdy ma co robić.
Głownym bohaterem jest młodziak, którego rodzice zostali zaszlachtowani przez jednego z ożywieńców. Od śmierci uratował go znany łowca wąpierzy i zamiast odstawić go do jakiejś indiańskiej wioski postanowił nauczyć małego fachu i okazjonalnie wychylić z nim lampkę koniaku.
Na swojej drodze spotykają wiele niebezpieczeństw, z których największą prócz nieumarłej zarazy jest wspomniana przeze mnie sekta. Bohaterowie plączą się od miasta do miasta, werbują w swe szeregi byłą zakonnice i starają się dojechać do niemalże legendarnego miejsca, które wolne jest od wszelkich niebezpieczeństw nowego świata.
I tak sobie chłopaki tuptają z miejsca na miejsce, a widz, choć czasem lekko ziewa podziwiając ich podróże nie ma raczej na co narzekać. Jest całkiem interesująco i powiem wam szczerze, że znacznie bardziej wolę taką koncepcję apokalipsy niż tę zaprezentowaną w (ale ja się nad tym pastwię…) Zombieland.
Jeden komentarz
Nie ma gorszego filmu od "Wiedźmy Hip Hopu"! 😮