HOWLING 3
–
SKOWYT 3
Możecie tego nie wiedzieć, ale Australijskie wilkołaki znaczenie różnią się od tych, zamieszkujących Polskę, Węgry i Czechy. Nie noszą fikuśnych fatałaszków, nie kopulują z mchem, gdy tylko najdzie je ochota, a od alkoholu wolą parzenie się z własnym rodzeństwem.
Jedna z konkubin łysego jak kolano zmiennokształtnego, postanawia zmienić swe życie i zamiast być seksualną zabawką do rodzenia potomstwa ucieka ze swego plemienia i zaczyna karierę jako aktorka.
Tak się akurat składa, że zupełnym przypadkiem dostaje ona rolę w filmie o wilkołakach, zakochuje się w młodziku zaangażowanym w produkcję horroru i obficie poci się razem z nim w łóżku.
To, że babeczka ma włosy na klacie zdaje się mu w niczym nie przeszkadzać, tak więc miłość kwitnie, ptaki drą ryje, a kupidyny z ogromnymi pindolami ślą w kierunku zakochanych strzały miłości… metaforycznie rzecz jasna.
Sielanka nie trwa jednak długo, ponieważ trzy, podszywające się pod zakonnice likantropki ruszają w pogoń za babeczką, a w aferę miesza się jeszcze pewien antropolog i wkrótce na jaw wychodzi fakt, że dziewczyna nie jest zwykłą przedstawicielką gatunku homo sapiens.
Co za tym idzie, lekarze, którzy badają niewiastę mają twardy orzech do zgryzienia, a wspaniały film o miłości zamienia się jatkę z gumowymi, wilczymi maskami i toną żenady oraz głupoty.
Nie wiem, jak dam sobie radę z następnymi częściami, bo po raz kolejny ogrom idiotyzmów i głupich akcji był tak wielki, że pała mięknie. Z części na część jest coraz gorzej i strach pomyśleć co się stanie, gdy zabrnę jeszcze dalej.
Ani to zabawne, przerażające czy wciągające. Na kolejny seans z pewnością uzbroję się w potężny zapas alkoholu, a wam zamiast takich wątpliwej jakości dzieł, polecam choćby „Zły wpływ księżyca” czy „Amerykańskiego wilkołaka w Londynie”.