To będzie chyba moja najkrótsza recenzja ever, bo pomysł na film Train (tłum: „Rzeźnia na szynach”- no cóż tłumacz nie oddał subtelnych smaczków oryginalnego tytułu, a aż się prosiło o coś w stylu „PKP”, „TLK”, „Interregio”, „Relacja Zakopane-Warszawa 2 stycznia” albo szczyt meta-post-popkulutro-postmodernistyczno-troll inwencji, czyli „3.10 z Kaliskiego na Fabryczną”), fabuła oraz zarówno wady jak i zalety tej produkcji są proste jak budowa torów na węźle Koluszki.
Film opowiada o drużynie zapaśników, która wracając z jakichś zawodów, w skutek nieszczęśliwego zamysłu scenarzysty….wróć…zbiegu okoliczności myli pociągi i zamiast do tego, do którego chcieli wsiąść wsiada do innego, dość specyficznego. Specyficznego, bowiem załoga tego składu ma zamiar zapewnić naszym bohaterom (tak jak zapewne wielu poprzednikom) „one way ticket”. Zarówno maszyniści, konduktorzy, bileterzy jak i zapewne związkowcy związku pracowników tej oryginalnej kolei zajmują się bowiem (abyśmy nie dali się zwieść wszyscy są odpowiednio przystojni) również handlem organami pobranymi niekoniecznie po wyrażeniu wszystkich wyrażonych prawem zgód.
Ot i wszystko. Cały zamysł to umieszczenie dobrze nam znanego „Hostelu” gdzieś pomiędzy sypialnym a „Warsem”. Pomysł całkiem zacny i miejsce akcji, zamknięte, pędzące, a jednocześnie nie bardzo możliwe do opuszczenia, jako scena rozgrywającego się horroru wypada całkiem dobrze. Przyzwoite jest też „mięso”, jest odpowiednio krwawo, brudno, obleśnie, obskurnie itp. Można powiedzieć, że sama rzeźnia jest poprawna, a nawet więcej niż poprawna.
I na tym w zasadzie kończą się zalety. Wadą zaś jest przede wszystkim sposób prowadzeni akcji. Na urywanie wątków wprowadzające pewny chaos narzekałem już trochę przy okazji Penny Dreadful, a tu to jest jeszcze gorzej- bo w wymiarze odnoszącym się do szczątkowej przecież fabuły. Nie ma tu nawet wątków do urywania bowiem jak to w tego typu produkcjach bywa fabuła jest pretekstowa, i o ile w bardziej rozbudowanych psychologicznie i motywacyjnie opowieściach, jak Penny Dreadful właśnie, inne rzeczy mogą ratować pewne dziwne meandry fabularne (już nie mówiąc, że pewne pogubienie da się łatwiej zrozumieć i wybaczyć), to w produkcjach gdy mamy siłą rzecz tylko strzęp scenariusza to trzeba, po prostu trzeba, poprowadzić wszystko prawidłowo.
Tu niestety coś się pogubiło w montażu. You lost me here. You had one job. Rozwijanie akcji jest strasznie „urywane”, pozbawione ciągu przyczynowo skutkowego, takie jakieś randomowe, nie ma zamysłu typu: przedstawienie bohaterów-porwanie-rzeźnia-ucieczka-payback, albo budowania napięcia w kierunku skondensowania masakry w finale. W zasadzie wszystko wygląda jak źle zmontowany trailer, wydłużony do 1,5 godziny. Idą, trafiają do feralnego wagonu, ktoś jest krojony, ktoś ucieka, potem gadają, ktoś inny trafia do feralnego wagonu, ktoś ucieka, ale nie wiadomo już czy to ten czy poprzedni, scena poświęcona oprawcom, ktoś ucieka i tak w kółko.
W konsekwencji trudno tu kibicować komukolwiek, czy chirurgom amatorom (jeśli jesteś sadystą) czy też bohaterom pozytywnym, o jakimkolwiek napięciu nie wspominając.
Można to w sumie polecić tylko wielbicielom totalnie niezobowiązującej rzeźni, którzy z chęcią obejrzą zlepek poprawnie zrealizowanych scen.
http://horroryonline.pl/film/train-rzeznia-na-szynach-train-2008/1143