SHARKNADO 4: THE 4TH AWAKENS
–
REKINADO 4: NIECH SZCZĘKI BĘDĄ Z TOBĄ
Co można napisać o czwartej części filmu, w którym grupka ludzi raz po raz mierzy się z tornadami, z których tysiące rekinów atakują mieszkańców miast? Ano niewiele. Dlatego tak ciężko jest mi pisać tę recenzję.
Wystarczy powiedzieć, że pięć lat po wydarzeniach z części trzeciej, problem rekinad został rozwiązany. Dzięki wybitnie inteligentnemu facetowi z pewnej korporacji, owe tornada oparte na wodzie nie są już zagrożeniem.
Nie wiem co wspólnego ma Matka Natura z występowaniem tych dziwadeł, ale parafrazując Jeffa Goldbluma z „Jurassic Park”, jeden bohaterów stwierdza, że znajdzie ona rozwiązanie na tę blokadę.
Wskutek tego zaczynają pojawiać się takie dziwadła jak Piaskonado, Elektronado, Nukleanado, a nawet Mućkonado, zawierające w sobie krowy.
Fin Shepard (w wolnym tłumaczeniu to „Pasterz Płetw”… przypadek?) znany z poprzednich odsłon rekinobójca znów musi ratować miasto, a pomagać mu w tym będą zaawansowane cuda techniki, takie jak choćby pancerz wspomagany.
A teraz zaserwuję wam malutki spoiler. Żona Fina, po ciężkich starciach z żarłaczami w poprzedniej części przeżyła, choć nie jest już tą samą osobą. Ma piłę i miecz świetlny (!) zamiast ręki i potrafi latać wzorem Iron Mana. Słowem, jest cholernym cyborgiem, w którą zamienił ją jej poryty tatuś.
Jeśli już teraz, po przeczytaniu tych kilku zdań boli was łeb, a narządy płciowe nie wiedzą co ze sobą zrobić, to decydując się na seans pamiętajcie, że w tej produkcji znajdziecie jeszcze więcej takich posranych akcji.
To właściwie powielanie schematów z poprzednich odsłon, z dodanymi kilkoma udziwnieniami i jak zawsze, ultra głupim finałem, przy którym zakrztusicie się połykanym właśnie bakłażanem.
Nie wiem ile scenarzyści będą dali rade to ciągnąć, ale na razie jest bardzo dobrze, pomimo, że temat staje się coraz bardziej zamulający. Co nas czeka dalej? Nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: