Ci z was, którzy mieli nieprzyjemność pracować przy linii produkcyjnej wiedzą, jak nużąca i niegodziwa jest to robota, zwłaszcza, gdy kierownik to wasz wujek, który po dziś dzień ma wam za złe przygodny seks z ciotką… różne rzeczy mogą się zdarzyć po pijaku.
Bohaterem tego krótkometrażowego dzieła jest facet o aparycji Pana Zdzisia, który z cygarem w ustach i tępym wyrazem na twarzy odwala pańszczyznę w jednej z firm, zajmujących się prawdopodobnie przetwórstwem mięsa.
Zdzichu ma za zadanie ustawić poruszające się jeszcze i kwilące mięsko w odpowiedniej pozycji, w której to, za pomocą ręcznej gilotyny pozbawia je głów. Ciekawostką jest fakt, że nie są to krowy, świnie czy też jednorożce, lecz ludzie, którzy z niewiadomych przyczyn są skazywani na dekapitację.
Pewnemu człekowi, który właśnie podjechał pod gilotynkę zostało podarowane kilka chwil życia więcej, niż dane to było innym ofiarom, ponieważ Zdzichu może w końcu wytchnąć podczas popołudniowej przerwy, podczas której popija herbatkę i wgłębia się w najnowsze plotki wydrukowane w gazecie.
Czy spętany jegomość zdoła uwolnić się i wrócić do czekającego w domu spaniela, nim zostanie przerobiony na mielonkę? Jeśli chcecie się przekonać, poświęćcie kilka minut życia i odpalcie sobie to dzieło.
Moje wrażenia po seansie są całkiem ok, choć zdecydowanie brakuje w tej produkcji czegoś głębszego, bo choć sam koncept jest zacny, to nie został on zbyt dobrze wykorzystany, a wierzcie mi, mogło z tego powstać coś naprawdę zajebistego, ale autorom najwyraźniej brakło pomysłu.
Szkoda.