Film o wdzięcznym tytule Pontypool ma to, czego (obecnie) w kinie grozy mi trochę jednak brakuje. A jest to oryginalność. Co najlepsze, jest to oryginalność oparta na dość prostym pomyśle, ale to dobrze- zbytnie skomplikowanie często zabija suspens. Sam pomysł zaś, mimo (a może własnie dlatego), że prosty, jest pomysłem tego rodzaju, że doskonale nadaje się do budowania na nim grozy. Aż dziwne, że nie jest wykorzystywany w większej ilości filmów, ale tam gdzie się pojawia, zawsze zapewnia odpowiedni horrorowy efekt.
Ale po kolei. Pontypool opowiada historię prezentera/spikera radiowego, który w czasie trwania audycji radiowej dostaje telefon o tajemniczych, krwawych zdarzeniach w tytułowym miasteczku. Początkowo zdarzenia te zdają się mieć charakter zamieszek, ale z czasem i kolejnymi telefonami do studia co raz bardziej staje się oczywiste, że mają charakter bardziej nienaturalny. Osoby obecne w studiu barykadują się w budynku, tymczasem w samym Pontypool robi się co raz bardziej krwawo, a zło zdaje się zbliżać właśnie w kierunku radia.
Jak już większość z Was się domyśliła film dzieje się w całości w zamkniętej przestrzeni, a pomysłem, o którym pisałem na wstępie to, że niemal przez cały film nie widzimy zagrożenia, ani tego, co się dzieje w Pontypool. Jedynie je słyszymy, Oznacza to wykorzystanie znanej prawdy, że „najbardziej się boimy nieznanego”. Wiemy, że coś się dzieje w Pontypool i że jest gorzej niż w Hamlecie, ale zamiast serwować nam „kawa na łąwę” istotę tego zagrożenia twórcy pozwalają działać wyobraźni. Taki motyw to przecież horrorowy samograj, a ja (choć oglądam sporo) filmy, w których go wykorzystano mógłby policzyć na przyssawkach jednej macki (Obcy 1, w jakiś sensie Cloverfield Lane, do pewnego momentu Mgła czy też Predator). W Pontypool wyszło to znakomicie!
W zasadzie nie bardzo jest co rozpisywać się dalej o tym filmie, bo całość sprowadza się do tego- świetnie poprowadzonego- motywu, a to co by się jeszcze dało napisać oznaczałoby spoilerowanie, które zabiłoby cały suspens budowany na pomyśle „nieukazanej grozy”.
Warto jednak napisać jeszcze, że teatr kilku jedynie aktorów, oferuje nam bardzo udane role, cała akcja dzieje się na małym zamkniętym terenie, co do tajemniczej grozy dodaje jeszcze klaustrofobiczną atmosferę osaczenia, a cały film nakręcony jest w ciemnej jednostajnie dość posępnej (szaroburo-czarnej) stylistyce. W konsekwencji Pontypool to przede wszystkim bardzo gęsty nastrój, poczucie zagrożenia i napięcie. Dla samej atmosfery warto obejrzeć ten film.
Oczywiście fani fajerwerków, flaków i efektów nie mają tu czego szukać. Fani nastroju grozy zaś jak najbardziej. Należy dodać, że….spoiler alert, spoiler alert, spoiler alert, spoiler alert……istotną rolę w filmie oraz w samych wydarzeniach dziejących się w Pontypool odgrywa…..głos. Było to pomysłem dość karkołomnym, ale oprócz plusa za oryginalność, kolejny należy przyznać za to, że pomysł ten został naprawdę dobrze wykorzystany do budowania grozy.
Pontypool oczywiście w warstwie głównego motywu nie oferuje rewolucji, ale sposób opowiedzenia historii na ten temat pokazuje, że można przy pomocy prostych pomysłów i niewielkiego budżetu tchnąć nową jakość nawet w najbardziej „tradycyjne” historie.
Spokojne mocne 7 lub może nawet delikatne 8 na 10. Jedyny minusiki to to, że nie do końca zrozumiałem rozwiązanie akcji (pierwsze pół filmu lepsze), ale to jeden z tych obrazów, które chętnie obejrzę na spokojnie jeszcze raz żeby wszystko ogarnąć.