No, mamy już połowę czerwca 2019, więc najwyższa pora, niczym Galeria Horroru obejrzeć i zrecenzować Hellraisera (wiemy, suchar, ale this shit never gers old), wróć, podsumować rok 2018 w filmowym horrorze. Całe podsumowanie postanowiliśmy zrobić w wielce odkrywczej formie belkotu dyskusji. Jesteśmy mistrzami tzw. internetowego dyskursu więc prawdopodobnie nie padną tu żadne argumenty, a już na pewno sensowne, ale ponieważ ostatnio Galeria Horroru w jednym filmiku powiedział, że się w sumie coś tam na horrorze znamy, będziemy starać się trzymać jakiś poziom (na zasadzie : byle jak, ale się zachowuj). Myślę, że będzie można chociaż z tego wynieść, co myślimy na temat poziomu horroru w zeszłym roku oraz jaki film podobał nam się najbardziej. Jak wiadomo nasze zdanie interesuje wyłącznie naszych szwagrów, zatem spodziewamy się 7 odsłon, 3 lajków i jednego komentarza o treści: ale pierdolicie.
Pełne recenzje pretendentów do tytułu można już przeczytać na naszym blogu (linki na koniec), a tymczasem ustalamy, co z tego wynika w składzie: A i M.
A: Jak dobrze sobie przypominam cały konkurs „horroru roku 2018” zaczęliśmy od Sług diabła? Ale nie był chyba tak mocno pompowany jak inne filmy, które ostatecznie postanowiliśmy ocenić pod tym kątem?
M: Chyba musimy się przyznać do błędu. Słudzy diabła trafił na naszą listę trochę przez przypadek i trochę niesłusznie. Bo w sumie nie był reklamowany jako horror roku. Ale jednak reklamowany był dość często i można było dostrzec sporo komentarzy typu, że w natłoku slendermenów i innych zakonnic, „Pengabdi Setan” może być czarnym koniem. Też tak pomyśleliśmy. Plakat zapowiadał niezłą, klimatyczną jatkę, no i wiadomo: „asian”. A tu trochę kicha. Słudzy diabła niby mają większość cech asianów, ale koniec końców brak tych, które sprawiają, że niektóre skośnookie horrory stają się klasykami. Tu mamy takie tylko minimum minimorum – starożytną legendę, dramat rodzinny, mroczny, ponury nastrój, jakąś tam pointę i oczywiście miejscami sceny mogące napędzić stracha. Ale mamy też pełno dłużyzn, ogólną nudę i zbyt znajome schematy. W gruncie rzeczy dostajemy sztampowe, widziane już dziesiątki razy patenty. W sumie gdyby James Wan był Azjatą, to by kręcił taśmowo filmy w stylu „Sług diabła”.
A: No mnie Słudzy diabła też jakoś nie zachwycili. Podobny problem miałem z Przebudzeniem dusz, które…..też mnie nie zachwyciło. Albo przynajmniej nie tak jak się spodziewałem, że zachwyci. Akurat Przebudzenie było mocno pompowane jako „horror roku”. Podobało mi się bardziej niż Słudzy Diabła, ale chyba właśnie stało się ofiarą pompowania. Nie wiem w sumie czy nie było najwięcej nakręcania na ten film (no może na równi z Hereditary). Wszędzie było, że sensacja, rewelacja Panie Ferdku, a wyszło takie trochę, bardzo dobrze, bardzo dobrze, dostateczny. Niby rzeczywiście wszystko jest: niezły pomysł, świetnie aktorstwo, naprawdę gęsty klimat, bardzo dobre zdjęcia, o ile pamiętam także muzyka. Wiem, że dużo osób narzekało na finał, czyli najbardziej oklepany twist świata, ale sposób jego podania, sprawił, że mnie nie tylko jakoś usatysfakcjonował finał, to nawet podobał się bardziej niż pierwsza połowa filmu. Mimo wszystko wpadło jakieś takie przysłowiowe „czegoś zabrakło”. W sumie sam nie wiem…tak, chyba to wina nakręcanego hype’u. Myśle, że gdybym nic nie wiedział o tym filmie i niczego się nie spodziewał, miałby takie „wow, dawno czegoś takiego nie widziałem”.
M: No ja też z tym filmem mam trochę problem i jestem raczej z tych, co będą narzekać na najbardziej oklepany twist świata. Ale w sumie trochę. Bo trochę też na formę (fabuła składa się z kilku krótszych opowieści). Generalnie film cechuje się świetnym klimatem i atmosferą, równie świetnym aktorstwem, porządną realizacją i przede wszystkim tym, że potrafi napędzić stracha. Ale sam pomysł na fabułę mnie nie przekonał. Trochę to pogmatwane, rozdrobnienie opowieści na krótkie historie sprawia, że w żadną nie można się zaangażować na poziomie śledzenia historii a pomysł na zamknięcie wątków… no cóż widywałem już w innych filmach. A jest to raczej twist, który przechodzi tylko raz. No chyba, że ktoś nie miał nie widział jeszcze nigdy takiego zakończenia… wtedy naturalnie będzie zachwycony.
A: Trochę na drugim biegunie tego wszystkiego jest, jak dla mnie, czarny koń tego konkursu- czyli Netfilxowy Apostoł. Nie był reklamowany jako horror roku, w sumie nikt się po nim niczego specjalnego nie spodziewał, zgodnie z dotychczas obowiązującą communis opinio, że Netflix nie umie w pełnometrażówki, w tym horrory. Ja akurat miałem, co do niego pewne oczekiwania, bo pierwsze trailery i zapowiedzi mocno celowały w mój ulubieny gatunek/klimat czyli rzeczy satanistyczne, okultystyczne a nawet lovecraftowskie. I w sumie od razu po premierze eksplodowało. Chyba nie spotkałem się z opinią (no może oprócz wśród fanów Obecności i Annabelle) innych niż od bardzo dobry do rewelacyjny. W sumie złożyło się na to wiele składników.
M:Co do Apostoła, to ja miałem tak, że pomyślałem iż jest rewelacyjny… jak na Netflixa. Bo tak obiektywnie, to nie. Ale jest dobry a nawet bardzo. Niby nic (zwyczajne pa pa pa:P), a ogląda się to z wielką przyjemnością. Lubię takie filmy, gdzie wszystko „siedzi” i nie ma się do czego przyczepić. Dobre aktorstwo? Jest. Klimat? Jest. Tak jak i napięcie, dobra fabuła, do tego parę mocniejszych scen, spoko zakończenie. Porządny seans. Ale porządny nie oznacza, że zachwyca.
Zachwyt momentami odczuwałem natomiast przy Ghostland. W zasadzie po obejrzeniu go pomyślałem- I to jest kurde to! Mamy pretendenta do tytułu. Jeśli w Apostole wszystkie elementy „siedziały”, to tu „siedzą” na tronie mwahahaha.
A:No ja się tu trochę jednak nie zgodzę bo…Apostoł podobał mi sie minimalnie bardziej. Ale myślę, że to akurat wyłącznie kwestia gustu, gdyż wiadomo wole takie slow klimaty z sektą/kultem w tle niż…w zasadzie wszystkie inne, ale trzeba przyznać, że faktycznie Ghostland jest w sumie w zasadzie bezbłędny. To jak tam konstrukcja właśnie „siedzi”, jak myli tropy, jak do klimatu francuskiej naturalistycznej brutalności (którą kocham chorą miłością co najmniej od Frontiere(s)) dodaje szczyptę klimatu lovecraftowskiego (tylko trochę, ale to taka przysłowiowa wisienka na torcie). No w sumie jak tak se pomyśle, to może faktycznie Ghostland jednak bardziej się podobał, a Apostoł dostał+1 za Netflix? No, może na równi? W każdym razie chyba na tym etapie możemy powiedzieć, że Ghostland prowadzi u nas w plebiscycie na horror 2018? Znaczy jak dotąd.
M:W sumie Ghostland, to jak tak teraz myślę, film, który z czasem i po głębszym zastanowieniu się, trochę traci. Natomiast pierwsze wrażenie po seansie było kapitalne. Dla mnie był taki odświeżający! Żadnych James Wanowych trików, żadnej hamerykańskiej młodzieży, nawiedzeń, domków w lesie, found footagów, wykrzywionych w pałąk mord, starych babć. Do tego historia wali między oczy od początku, co chwila skręty fabularne, poza tym sceny, które naprawdę potrafią zaszokować i przyprawić o palpitację. No i zabawa Lovecraftem a do tego samo punkt wyjściowy fabuły, który w wielu przypadkach byłby końcowym twistem (a wtedy byłoby to MEH), sprawiający, że jest po prostu ciekawie. Nie jest to oczywiście horror idealny, ale to jeden z niewielu horrorów 2018, który od początku do końca ogląda się z napięciem i wypiekami na twarzy. Niech żyje francuska fala!
A:A ja wiem dlaczego jest poczucie, że traci. Bo potem obejrzeliśmy filmy, które przegoniły Ghostlad w wyścigu o tytuł horroru roku 2018
Ale wiesz co jest połączeniem niespodziewanego zaskoczenia, takiego jakby znikąd, które wpada i zamiata, z wyczekiwaną i powszechnie uwielbianą petardą?
M: Niech zgadnę? Mandy?
A:Znasz ten dowcip z Frankiem Drebinem i szufladą w biurze Vincenta Ludwiga?
M: Czyli zgadłem
A: Tak, tylko, że Mandy to już w ogóle ciężko wciągać do jakiegokolwiek konkursu czy na jakąkolwiek listę albo do innej podobnej sytuacji, w której powinno się ten film zestawiać, porównywać z innymi. Jest to o tyle zaskakujące, że film ten jest kopalnią nawiązań i hołdów do wielu klimatów kina grozy a mimo to, jak dla mnie, to nie tylko powiew, ale w sumie wichura świeżości.
M: To prawda, ale film jest na swój sposób genialny, ale jest też tak inny od większości horrorów, że jest jakby trochę ” z boku”. I dlatego z jednej strony doceniam, szanuję i podziwiam, ale chyba nie mogę powiedzieć, że bawiłem się (nawet w horrorowym znaczeniu) np tak jak na Ghostland, czy innych, o których później. No bo np jaka tam jest fabuła? Niezbyt rozbudowana, niektóre sceny zaś tak eksperymentalne i nieszablonowe, że… nie każdemu pewnie przypadną do gustu. Z drugiej strony wszystko tu jest zjawiskowe i fascynujące! Genialne aktorstwo (Cage w niesamowitej formie!), wspaniała muzyka (King Crimson!), krwawa jatka, nieustające napięcie i te świetne nawiązania do klasyki horrorów! No i ta nieszablonowość też jest frapującą i fascynująca. Film jest mistrzostwem świata, ale ma jedną rzecz, którą można (trochę czepiając się) uznać za wadę. Raczej nie jest to ten typ filmu, którego się oczekuje, gdy chce się obejrzeć coś , co w najbardziej banalnym rozumieniu zwykło uważać się za dobry horror. Subiektywnie oceniając, ja np nie przepadam też za „revenge” movies. Tak czy inaczej jest to wyjątkowe, choć może dla niektórych zbyt eksperymentalne kino.
A w sumie jeśli zbytnia eksperymentalność (a zatem rozminięcie się z oczekiwaniami przed seansem), może być zarzutem, to pewnie można by go postawić także Suspirii.
A: No faktycznie Mandy to taki trochę XXI Century Schizoid Horror. Można to kochać albo nie rozumieć. Pewnie ciężkono znaleźć, co po środku, bo to nie film dla „normalsów”, a żeby wygrać w plebiscycie na horror roku, trzeba trochę jak wyborach- przyciągnąć niezdecydowanych (nie chodzących na wybory, lol), poszukać „wyborcy centrowego” (podwójny lol). A co do Suspirii- może tak, ale nie w tym stopniu, co Mandy, bo jest to taka eksperymentalność…trochę już przećwiczona. W końcu to remake. Co prawa, czerpiąc mocno z Argentowskiego oryginału, szuka (i znajduje!) na siebie swój pomysł, ale mimo wszystko komuś kto zna oryginał, takie nastawienie na plastykę ekspresji (choć nieco innej) nie wyda się jakoś szalenie eksperymentalne . Choć, jak dla mnie, to bardzo dobrze. Jestem (psycho)fanem oryginału a nowa wersja, nie tylko nie wzbudziła we mnie poczucia „what the fuck is this, da man is destroying the classics”, ale nawet wręcz przeciwnie- bardzo mi przypadła do gustu. Choć oczywiście pozostaję przy stanowisku „originial is always best”. Ale to jak nowa Suspiria opowiada mimo wszystko swoją historie oraz mimo wszystko swoimi środkami, przy tym poziomie aktorstwa, klimatu i ekspresji, który pokazuje, że w sumie twórcy rozumieli ducha oryginału, sprawia, że Suspiria dość mocno liczy się w wyścigu o tytuł horroru roku 2018? Przy czym uwaga, raczej nie stawiam jej wyżej od Mandy, jak dla mnie idą tu co najmniej równo, a nawet z lekki przechyłem na rzecz Mandy, bo ja akurat normalsem nie jestem, no i znam oryginał Suspirii.
M: Oo, trafiłeś w sedno z tym, co powinien mieć (moim zdaniem) horror roku, a czego brakuje Mandy (który w swojej kategorii jest genialna) i trochę też Suspirii- takiego złotego środka, takiego uczucia, że dostajemy to, czego szukamy i co lubimy (jak wiadomo lubi się, to co się już widziało:P). Mandy i trochę też Suspiria są miejscami zbyt eksperymentalne, żeby czuć tą błogą lekkość oglądania i doznać uczucia, że „o tego właśnie chciałem”. W Suspirii np. brak jakieś zajmującej fabuły. Jak to mówią: „patrzy w lewo, patrzy w prawo…”. I chociaż Suspirię ogląda się momentami z zachwytem, to tak naprawdę opowieść nie jest specjalnie zajmująca, Zajmujące jest aktorstwo, klimat i warstwa plastyczna, ale bez zajmującej historii dla mnie film nie może być horrorem roku. A tym bardziej, że to „remake”. Ogólnie Suspiria to bardzo dobry film, ale fakt, że Mandy jest lepsze, ale to dlatego, ze tam twórcy poszli już full „experimental mode” i to się mega broni. A jeśli już o remakach mowa, to chyba trzeba wspomnieć o filmie, który co prawda nie jest remakiem a kontynuacją klasyka, ale pod względem klimatu, to jest w sadzie odtworzenie kultowej atmosfery z przed lat. Mówię o Halloween. Ten film jest o tyle świetny, o ile świetny jest oryginał i o ile się ten oryginał kocha. Pierwsza część jest dla mnie, na równi z Teksańską Masakrą, slasherem wszechczasów. A w kontynuacji dostajemy dokładnie te rzeczy, które sprawiły, że Haloween na ten tytuł zasłużył. No i genialną Jamie Lee Curtis. Jednak to też nie jest chyba horror roku. Mimo wszystko slashery to zbyt odtwórcze historie, a tu mamy jeszcze dodatkowo powtórkę z rozrywki. Z wspaniałej, wybitnej rozrywki, ale jednak powtórkę. Druga część trochę też wykorzystuje zajawkę na lata osiemdziesiąte i nostalgię fanów. A gdyby nakręcono ją zaraz po oryginale? Na pewno powiedziano, by że to odgrzewany kotlet. Za to po tylu latach, gdy oryginał nabrał patyny, odtworzenie jego klimatu jawi się jako najlepszy z możliwych pomysłów.
A: No ta cześć podobała się też chyba także dlatego, że w pewnym sensie był to powrót do korzeni oraz tego, że Jamie Lee Curtis jest jak wino. Przynajmniej mi. Klimat był naprawdę mocny. A poza tym to, co do Halloween to całkowicie się zgadzam, nic dodać niż ująć. Też mi się bardzo podobał, tego oczekiwałem od nowej wersji kultowego klasyka. Zwłaszcza, że w ogóle kiedyś w plebiscycie na najgenialniejszego zabójcę w horrorze byłem team Freddy, a dziś już jestem tam Michael. Natomiast raczej horror roku to powinien być jednak bardziej czymś nowym. Chyba taką próbą nowego pomysłu było ciche miejsce. W zasadzie było mocno promowane jako horror roku. W ogóle wydaje się, że ten film miał wszystkie atuty, żeby liczyć się w tym wyścigu. Natomiast muszę przyznać, że ze wszystkich omawianych tu filmów podobał mi się najmniej (może z wyjątkiem Sług diabła).
M: No trzeba przyznać, że pomysł był bardzo ciekawy. Świat, w którym każdy dźwięk sprowadza potwory i gwarantuje makabryczną śmierć.
A: Tak, daje to dużo możliwości i środków strasznie. Te środki, dzięki temu pomysłowi były nie tylko dość oryginalne, ale zostały też bardzo dobrze wykorzystane. Był pomysł, klimat, napięcie i strach. Natomiast faktycznie ja bym wrócił tu do tej myśli myśli „złotego środka”. Skorygowałbym to w ten sposób: nie chodzi w sumie o to, że wszystko uśrednić, ale żeby skupić się na wszystkich ewentualnych elementach, żeby każdy z nich przygotować do wyścigu i tytuł horroru roku, żeby każdy, niezależnie jakie elementy lubi, znalazł coś dla siebie, czy to aktorstwo, czy to strona techniczna, czy wreszcie historia. Trzeba mieć wszystkie elementy.
M:Ano właśnie. Np tak jak w Mandy historia była prosta, oni ją zabili, on im jesień z dupy średniowiecza zrobił, to w Cichym Miejscu historii nie ma w ogóle. Nie wiadomo skąd te potwory, co się stało, o co chodzi. Wiadomo, że taki był pomysł na film i to się broni, ale np. ja, żeby zagłosować na dany film jako horror roku, to przede wszystkim chciałbym obejrzeć dobrze napisaną historię, z tajemnicą, jednocześnie dość zakręconą, ale taką, w której na koniec wszystko wskakuje na miejsce, najlepiej w formie takiego twistu, co daje między oczy.
A: Ja też! I tu dochodzimy do sedna sprawy. Ponieważ jesteśmy przewidywalni jak trzy mecze Polskiej reprezentacji w piłkę na dowolnych mistrzostwach, wiadomo, że naszego faworyta zostawiliśmy sobie na koniec dyskusji
No i z oczywistych względów musieliśmy z konkursu wyłączyć te petardy, które, gdyby je uwzględniać, z miejsca wykosiłyby całą konkurencję. Dajmy na to taką…..
M:
Zakonnicę…hahaha. Dobra, bez żartów
A:
Dokładnie0 Hehehe. No, ale faktycznie bez żartów. Do dziś się trzęsę na myśl o tym filmie. Masakra.
M: Myślę, że nie ma co strzępić klawiatury na to „dzieło”, natomiast filmem, mającym wszystkie elementy, których potrzeba dobremu filmowi (nie tylko horrorowi) jest Hereditary. Film ten był też mocno pompowany jako horror roku, i chyba jak najbardziej zasłużenie. Ma on przede wszystkim dwie cechu, które uwielbiam w horrorze. Pierwszą z nich jest rozbudowana historia, taka z tajemnicą, niedopowiedzeniami, myleniem tropów, twistem i zakończeniem, w którym wszystko wskakuje na swoje miejsce (jak w moim ukochanym Harry Angel). Drugim zaś są wątki satanistyczno, okultystyczne. Te rzeczy dostajemy w „Dziedzictwie”, ale poza tym dostajemy: świetne (a właściwie wybitne) aktorstwo, mroczną, przygnębiającą atmosferę, ciekawą symbolikę i mariaż horroru z dramatem (co niektórzy uważają za wadę, czego zupełnie nie rozumiem). Dla mnie ten film jest bezbłędny i na pewno go obejrzę jeszcze co najmniej raz (Herdeitary nadaje się do kilkukrotnego oglądania, co jest kolejnym plusem. Są może jakieś drobne minusy, ale wymieniając je byłbym czepliwy. Aha…i film jest naprawdę straszny!
A: No i właśnie! Tu się właśnie zgadzamy. W sumie 2018 r był bardzo dobrym rokiem dla horroru, oprócz tego, że dał nam Zakonnice, ale najlepszy w nim był właśnie Hereditary. Już za samą historie dałby mu pierwsze miejsce, jako, że przy dobrej historii, przestaję zwracać na stronę techniczną , ale i ta tu była genialna. Przede wszystkim właśnie rewelacyjne aktorstwo. No i mój ulubiony gatunek, slow horror mówi, z satanistyczno-okultystyczną historią, nastawiony na klimat bez jump scareów i w dużej mierze oparty na dramacie, co słusznie zauważyłeś. Jak wiadomo uważam, że genialność horroru często wynika z powiązania go z dramatem, Opowieść o dwóch siostrach, Babadook, oczywiście także Egzorcysta, mówi to panu coś?
M; I Harry Angel
A: Właśnie. Hereditary był ogłaszany jako duchowy następca Egzorcysty, a ja bym dodał „i Harry Angel”, a wiadomo co to dla mnie znaczy. No więc werdykt: Dziedzictwo?
M: Tak jest!
Pełnie recenzje: