CYBORG CONQUEST
–
PODBÓJ CYBORGÓW
Kiedy motocyklowy gang złożony wyłącznie z przedstawicielek płci (nie całkiem) słabej obrabowuje bank, nic nie stoi na przeszkodzie by przed wyjazdem do Meksyku spałaszować kilka chmielowych zupek w przypadkowo spotkanym barze.
Kobitki o temperamentach dotkniętych obłędem tyranozaurów wdają się w konflikt z miejscowymi twardzielami, którzy w sytuacjach kryzysowych gaworzą cybernetycznymi głosami, a ich główną formą komunikacji jest ołów posyłany z broni palnej.
Wszyscy okoliczni mieszkańcy są bowiem cyborgami, które uczą się w postępie geometrycznym i choć wiernie naśladują istoty ludzkie to daleko jest im do przedstawicieli naszej rasy, choć sami w sobie stanowią prawie że apokaliptyczną broń.
Czemu? Otóż dlatego, że każdy z nich posiada wbudowaną mini-bombkę nuklearną, która potrafi roznieść kilkanaście ulic jednym pizgnięciem i jedyne co może uchronić przed tym niczego nie spodziewających się ludzi jest wyjazd do sąsiedniego miasta lub wizyta u teściowej.
Widz, skupiając swoje zmysły na tej produkcji dostrzeże kilka wspomnianych powyżej kobitek, które jednak fizycznie nie są w stanie (to oczywiście kwestia gustu) niczym zachwycić.
Podobnie jest z resztą z wszelkimi efektami specjalnej troski, które pomimo że nie mają najmniejszej szansy by wgnieść w fotel nawet najmniej zaprawionego kinomana, to potrafią jednak zaszokować jakością wykonania wprawiając tym samym człowieka w stan oszołomienia.
„Pocieszna”, to jedyne nasuwające mi się na myśl określenie pasujące do tej produkcji. Amatorskość jej wykonania bawi, uczy i wychowuje jak nie robić filmów, co samo w sobie wywołuje ciekawy, choć nieco mózgojebny efekt.
Sam nie wiem co o ty myśleć, ale trzy piwka pasują do tego jak ulał. Jeśli ktoś się nie zgadza, zapraszam na pojedynek na gołe klaty, a jak!
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=8zI_FCkKc4E
Werdykt: