PLANKTON
Jestem w szoku ludziska. W filmie tym znalazłem tyle bzdurnych i dziwacznych akcji przeplatanych pizgającą zewsząd nudą, że nie wiem nawet od czego zacząć…
Może spróbujmy tak.
Najbardziej wyrazistymi postaciami tego dramatu są trzy, hmmm, osoby.
Pierwszą z nich jest komputer pokładowy, którego głos słyszymy pod koniec filmu. Brzmi on jak kompletny świr rzucając teksty o ewakuacji, a ton jego głosu sugeruje, że ledwo jest się w stanie powstrzymać od śmiechu.
Drugą jest inteligentny robot-prysznic. Jest to na dodatek kobieta, której modulowany głos brzmi cholernie sztucznie i niepomiernie wkurwia widza.
Trzecią i ostatnią jest zaśliniony i wydający bulgoczące dźwięki doktorek, który jako jedyny przeżył masakrę potworów. Na całe szczęście w ogóle się nie odzywa, a pod sam koniec tej masakry w swoim stylu ratuje sytuację.
No właśnie, o co w tym w ogóle biega? Łódeczka wypełniona młodzieżą nabiera wodę, więc co sił wiosłując łapami dzieciaki docierają do opuszczonego, ogromnego statku.
Gdy się na niego wdrapują, zostają zaatakowani przez latające, oddychające powietrzem rybiaste monstra i jak opętani żrą genetycznie zmodyfikowane ryby, które w końcu przejmują nad nimi kontrolę przemieniając ich w bestie.
Paradoksalnie, najlepszą sceną w tym filmie jest ta, w której młodziaki uprawiają seks. Podczas gdy oboje zajęci są sobą, facet wciąż posuwając kobitkę zaczyna się przemieniać w wielkie ichtiomonstrum.
Choć czasami można podczas seansu porechotać, to jednak te kilka scen i tekstów to zdecydowanie za mało, by komukolwiek polecić tę padlinę.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: