PECADOR – EL ENMASCARADO DE NEGRO CONTRA EL PROFESOR LOCO LA INVASION DE OTRA GALAXIA
Byłym kompletnym pojebem, gdybym podjął się próby tłumaczenia tego tytułu ze względu na… chociaż, czemu by nie?
„Pecador (załóżmy, że nazwa własna) – Zamaskowany murzyn kontra galaktyczny profesor dokonujący inwazji” … co to kurwa jest „Loco”?
W sumie nieistotne.
Już w połowie piątej minuty byłem nieświęcie przekonany, że w kierunku sponiewieranego alkoholem faceta w czapce zaczęła truchtać demoniczna małpa, która prawdopodobnie (żeby nie było, że sieję spojlerami) zmiażdżyła kości delikwentowi.
W dalszej części filmu działy się niemalże równie popaprane sceny, które postaram się przedstawić.
Ujebany watą cukrową obserwator kosmosu mieniący się profesorem dostrzega OFU – Ormiańskie Farmakologiczne Ustrojstwo, po czym zaniepokojony tą sytuacją wzywa na pomoc Pecadora, zamaskowanego obrońce ludzkości.
Po pewnym czasie i kilku scenach z niezydentyfikowanym urologiem czy innym posługującym się skalpelem facetem dochodzimy do sceny w lesie, gdy niezłomny i zamaskowany heros w naszpikowanej efektami CGI walce pokonuje przybysza z kosmosu.
Co ciekawe, kosmita wyjątkowo źle znosi dźwięki które wydają guźce, co też pozwala wojownikowi ziemskiego wymiaru uzyskać przewagę w pojedynku przypominającym brutalne klepanie się po ramionach… aż jajka się kurczą.
Rzeczą, która jest dosyć ciekawym nawiązaniem do klasycznych produkcji z potworami jest motyw porwania białogłowej w lesie przez galaktycznego najeźdźcę, która została odbita facetowi nieco podobnemu do uśmierconego niedawno bohatera serialu „Gra o tron” (zmiażdżony łeb, eksplodujące oczy itp)
Dalszej części fabuły nie będę streszczał. Z tego co mój ograniczony mózg zdołał przyswoić, mamy tu również do czynienia z pozagalaktycznymi władcami, mumią faraona Wisimulacha oraz robotem wyposażonym w ludzki mózg, który będzie okładał truposzczaka na wszelkie możliwe sposoby.
Tyle na plus, że Pedacor chleje jak prawdziwy polak, choć niestety nie dodaje to jego zakamuflowanej mordzie uroku.
Film jest kompletnie amatorską produkcją z minimalnym budżetem, więc 99% widzów od razu walnie foszka na brak kolorowego obrazu, grę aktorów, efekty specjalne… słowem wszystko. I tak na dobrą sprawę, będą mieli racje.
Produkcja ta jest absolutnym ekstremum dla osób, które podobnie jak wasz uniżony recenzent lubują się w ryjących beret, posranych dziełach, o których uwielbiam opowiadać znajomym.
Reszta z was niestety nie ma tu czego szukać, chyba że zaciekawi was fakt, że jeden z reżyserów grał tu jedną z ról wesołych grajków, którzy zostali hojnie obdarzeni przez matkę naturę pokaźnymi wąsiskami.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: