W końcu musiało do tego dojść. Po katastrofalnej części drugiej, kiedy to w trakcie seansu alkohol skończył mi się w zawrotnym tempie postanowiłem dmuchać na zimne i przed odpaleniem części trzeciej zaopatrzyć się w potężną ilość pienistych trunków.
Mój rekini zmysł prawie nigdy mnie nie zawiódł, i tak, jak choćby żarłacze białopłetwe potrafią z daleka wyczuć ranną ofiarę, tak ja jestem wyczulony na totalne gówna, które kryją się pod chwytliwymi tytułami i wszechobecnym marketingiem.
Jak już wam kiedyś wspomniałem, pierwsza odsłona tej serii była w porządku, choć piania z zachwytu nie było, a muszę wam nadmienić, że spodziewałem się czegoś kompletnie niestrawnego. Sequel natomiast trącił kloacznym paździerzem z daleka, to też dość długo czekałem, nim dam szansę recenzowanemu tu filmowi, który jest tak naprawdę prequelem do całej opowieści.
Po raz kolejny poznajemy losy siostrzyczek znanych już osobom zaznajomionym z tą marką, z tym że wydarzenia tu przedstawione opisują ich dzieciństwo. Oczywiście ich tatuś akurat kupił sobie kamerę i po serii dziwnych incydentów postanowił monitorować dom i mieć wszystko na oku.
Jak się szybko okazuje, jedna z dziewczynek ma tajemniczego, niewidzialnego przyjaciela, który ma coraz większy wpływ na jej zachowanie. Zaniepokojeni rodzice wzywają gwardię narodową oraz specjalistów od negatywnego wpływu Scjentologii na życie… żartowałem, po prostu dalej wszystko kamerują i to do usranej śmierci.
Ogląda się to po prostu koszmarnie! Scenarzyści nie dodali od siebie kompletnie nic, stawiając na chwyty, które serwowane były w poprzednich częściach czyli ogólnie mówiąc, mamy tu do czynienia z zimnym, gnijących kotletem, którego ktoś wdupczył do mikrofali z nadzieją sprzedaży pierwszemu pijakowi, który się nawinie.
I zaprawdę powiadam wam, trzeba wychlać cholernie dużo, żeby jakoś to przetrawić, ale czy warto? Sami wiecie, że nie.