Jeśli panicznie boicie się kosmatych i zapuszczających paznokcie monstrów kryjących się w leśnych ostępach to mam dla was zajebiste remedium!
Wyłupcie sobie patrzałki za pomocą łyżeczki lub oślepcie się w jakiś inny spektakularny sposób. Poważnie gadam! Facet, który w tym dziele stawił czoło hordzie wilkołaków to ociemniały eks wojskowy, któremu ciężko jest poradzić sobie w społeczeństwie.
Nie wiem właściwie czemu tak jest, facet pomimo swojej oschłości, dystansu do ludzi i zamiłowania do podpieprzania papierosów księdzu jest tak naprawdę… no dobra, rozumiem już dlaczego ma takie a nie inne problemy.
Facet przeprowadza się do nowego domu na wsi i od razu zostaje zaatakowany przez dostosowanego do lunarnego cyklu wilkołaka. Jedynie dzięki psu przewodnikowi wychodzi z tego cało, choć psinka kończy żywot w zaskakująco szybkim tempie.
Przez większość czasu trwania filmu staruszek przygotowuje się na kolejną pełnie księżyca, bada teren i stara się komunikować z sąsiadami… i to właściwie jest trzon całego filmu.
Wyobcowanie człowieka, który sam odcina się od społeczeństwa jest głównym przesłaniem tego dzieła, ale pod żadnym pozorem nie jest to wada.
Pomimo że wilkołaki mogły być zrobione lepiej, to filmidło ma polot i przyswaja się je jednym tchem. Innymi słowy, naprawdę warto się na nie połakomić.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=EJgXfzSYehk
Werdykt: