–
NAJEŹDŹCY Z WYSOKICH RÓWNIN
A zaczęło się tak ładnie! Klimat mrocznej jesieni dzikiego zachodu zawsze do mnie przemawiał, tym bardziej, że w ciągu kilku pierwszych minut człowiek uzbrojony w widły zostaje oskalpowany.
Co więcej, inny czeka na egzekucje, a szubienica na której ma zostać powieszony nie może być dokończona za sprawą foszków szeryfa, który skąpi by sypnąć złotem na porządne gwoździe.
Sytuacja bohaterów (prócz tego ze zmasakrowanym czerepem) zmienia się w oka mgnieniu, gdy miasteczko najeżdżają kosmiczne, niemalże kuloodporne robale.
Od tej pory fabuła zaczyna robić się monotonna, chęć widza do ślęczenia przed oślepiaczem zaczyna spadać, a piwko niebezpiecznie szybko wlewane jest do gardła.
Czemu? Bo choć klimat jest zacny, a stwory nieźle animowane, to jednak scenarzystom wyraźnie brakło ciekawych pomysłów, które mogliby nabazgrać na kartce i przesłać do wytwórni.
Co więcej, wkurwia mnie już niezmiernie, że każdy potwór musi mieć skórę twardą jak stojąca pała, przez co pociski małego kalibru nie mogą przebić się przez pancerz.
Sytuacje ratuje nieco mały zwrot akcji w finale i porządna gra aktorska. Podsumowując, bardzo fajny początek, nudnawa i szara jak srajtaśma część środkowa oraz niezły, choć nie zapadający w pamięć finał.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=CeenlEM62cE
Werdykt: