MIMIC – MUTANT
Plaga + owad = mutacja
To znany i lubiany przez scenarzystów schemat, na którego bazie można stworzyć każdą, nawet najbardziej nieprawdopodobną historię. Karaluchy, które przenosiły śmiertelną chorobę, zostały w końcu eksterminowane przez pomysłowego Dobromira, ukrywającego się pod postacią uroczej pani doktor.
Cwaniara wpadła na pomysł, by połączyć geny termita i modliszki, co zaowocowało powstaniem „Judasza”, owada, który położył kres pladze, równocześnie przyczyniając się do stworzenia tytułowego olbrzymiego mutanta, którego pierwszą ofiarą, stał się chiński sprzedawca ryżowych przysmaków.
Zabierając się za oglądanie, musicie zaakceptować egipskie ciemności, jakimi spowity jest prawie cały film. Mimo, że stwory pojawiają się dość często, nie widzimy z reguły więcej niż pojedynczej żuwaczki, ogólnego zarysu czy odchodów przyklejonych do sufitu. Nie jest tak jednak cały czas, więc w końcu będzie nam dane podziwiać maszkary w pełnej okazałości.
Z zadowoleniem przyjąłem fakt, że mutanty wyglądają w miarę ciekawie, a fabuła jest na tyle wciągająca, że z przyjemnością spędzicie trochę czasu przed kompem, racząc się przy tym źródlaną wodą. Ciekawi mnie tylko, czemu zamiast termitodliszki (Judasza), nie stworzono na przykład szczuroleniwca? Po kanałach i tak by czmychał, a zagrozić człowiekowi by nie mógł. Dziwne to zaiste.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: