BLACK WATER – MARTWA RZEKA
Żeby odskoczyć nieco od pajęczej tematyki, opowiem wam drogie dzieciaczki jak to się stało, że przedwczoraj prawie spadłem z krzesła podstępnie zaatakowany przez wujka Morfeusza.
Zaczęło się standardowo i bez większych perypetii.
Ostrożnie otworzyłem browarka, usadowiłem zad na niezbyt wygodnym, ale dającym niezłe wspomaganie krześle i chrupiąc mięsne (chyba) paluszki o smaku kraba odpaliłem filmidło.
Przez pierwsze dziesięć minut wypiłem połówkę Jego Pienistej Zajebistości, po dalszych trzydziestu minutach zaczynałem czwartą… coś już w czachach świta?
Grupka ludzi płynie posępną i bagnistą rzeczką w poszukiwaniu tylko im znanych uciech.
Gdy ich łajba zostaje zaatakowana przez najzwyklejszego krokodyla, nasza ferajna niczym małpy wspina się na drzewa, by ukryć się przed zagrożeniem.
Miało być strasznie i klimatycznie, ale zamiast wywołać ciary na dżondrach spowodowało to u mnie tylko znużenie i w efekcie niepohamowaną drzemkę.
Opowieść o krokodylach polujących na ludzi nie trąci niczym oryginalnym, a na domiar złego ciężko wytrzymać do końca nawet będąc oszołomionym jadem kobry królewskiej.
Odradzam nawet osobom lubującym się w obyczajowych filmach grozy.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=8yBWq-75DX0
Werdykt: