MANTICORE – MANTIKORA
Amerykanie uwielbiają handel wymienny. To jednak, że ku obopólnej korzyści wymieniają się amunicją z mieszkańcami Iraku (wystrzeliwując ją karabinów) zawsze ciągnie za sobą jakieś konsekwencje.
Pewien kapłan, zdesperowany niczym palacz zaciągający się podniesionym z ulicy kiepem ma serdecznie dość obcych wojsk, bezczelnie panoszących się po jego kraju. Dzięki starożytnemu artefaktowi wyglądającemu jak zabaweczka z płatków śniadaniowych, postanawia przywołać do życia tytułowego stwora.
Niestety, kiedy człowiek bez odpowiedniego zabezpieczenia babra się w mrocznej magii, coś z reguły kompletnie się pieprzy. Nim łysy niczym kolano kapłan kończy rytuał, jeden z jego ludzi wtrąca swoje „trzy grosze” próbując zabić mantikorę, nim ta się przebudzi. Ciemnoskórzy, kebabożerni bojownicy tracą kontrolę nad skrzydlatym lwem i mają dokładnie tak samo przejebane jak ich wrogowie.
Zawsze uważałem mantikorę za zajebistego stworka, szkoda tylko, że w tym dziele prezentuje się on naprawdę chujowo. W całym filmie znajdą się może ze dwie sceny, w których można na niej zawiesić oko (choć sceny te paradoksalnie trwają ułamki sekund), tak więc jak na mój gust jest to stanowczo za mało.
Na szczęście sytuacje ratuje przeciętna, ale zadowalająca fabuła i ogólne wrażenie, które sugeruje, że autorzy naprawdę starali się (pomimo skromnego budżetu) zrobić z tego coś, co dałoby się przełknąć. Niestety, wyłącznie po trzech piwach.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=xykU3QFjVbw
Werdykt:
2 komentarze
1/3 filmu, a już zgadzam się z oceną. Tak będzie pewnie do końca.
1/3 filmu, a już zgadzam się z oceną. Tak będzie pewnie do końca.