Miałem kiedyś znajomego, o którym chodziły plotki, że jakoby zakochał się w rosnącym przy jego domu mchu i ponoć z wzajemnością. Wiem, że brzmi to cholernie dziwnie, ale niektórzy, a zwłaszcza ci znający go lepiej mieli powody oskarżać go o takie rzeczy… lornetki drogie nie są.
Jak burzliwa była to miłość, tego sam nie wiem, bo po jakimś czasie ów znajomek wyprowadził się, a mnie przestały dziwić różnorakie związki sąsiadów, także te z florą jak i fauną.
Tak dziwnego wstępu na blogu chyba jeszcze nie było, bo aż sam czuję się nieswojo gdy to czytam, ale bardzo podobne odczucia miałem, gdy przez ponad dwie godziny przyglądałem się perypetiom niejakiej Bożenki, zamężnej kobiety, która by mieć dziecko, oddałaby nawet latami zbieraną kolekcję rosyjskiej pornografii, gdyby oczywiście takową posiadała.
Pewnego dnia, jej mąż okularnik wykopał z ogrodu pień, który do złudzenia przypominał małe dziecko. W ramach dziwacznego żartu ofiarował go żonce, a ta niespodziewanie zakochała się pieńku, uznając go za swojego pierworodnego.
Damulka przewijała go i myła, a mąż widząc szaleństwo w oczach kobiety starał się przemówić jej do rozumu. Gdy nie dało to efektu, postanawił iść na kompromis, pozwalając widywać się jej z synkiem co weekend.
Po dziewięciu miesiącach obłędu, podczas których udaje ona przed sąsiadami ciążę, oficjalnie uznaje „Ociosanka” nazwanego Otik za swoje dziecko, a maluch bardzo szybko zaczyna wykazywać skłonności ludobójcze.
Ukatrupione ofiary pożera w zastraszającym tempie i staje się większy z każdym posiłkiem, zagrażając lokalnej społeczności. Jedyną, która postanawia wziąć sprawy w swoje ręce jest mała dziewczynka, która po jakimś czasie zaczyna wykorzystywać stwora do swoich celów.
Nie będę już wam truł, więc powiem tylko, że jestem zaskoczony tym, jak dobrze oglądało się ten ponad dwugodzinny film produkcji czeskiej.
Jeśli tylko lubicie dziwaczne, lecz naprawdę ciekawe kino, to pewien jestem, że po seansie wasze wrażenia będą całkiem pozytywne.