AVALANCHE SHARKS
–
LAWINA REKINÓW
Gdy już moje oczy po raz pierwszy zostały zgwałcone widokiem pociesznego płetwiaka pożerającego człowieka, wiedziałem, że prędzej w moim portfelu magicznie pojawi się stuzłotowy banknot, niż ta produkcja czymkolwiek mnie zachwyci.
Jeśli ciekawi jesteście z jakim typem bestii mamy tu do czynienia, pozwólcie, że nadmienię tylko, iż są to stworzone z lodu rekiny, które ze względy na swój upiorny stan (nigdy nie były żywe) są połowicznie spektralne i potrafią znikać.
Fabuła kręci się wokół starodawnej klątwy, która wisi nad śnieżnym, górskim kurortem, choć jest ona tylko pretekstem do rozpętania miernej jakości sieczki.
Przypadkowo przewrócenie krzyży, pod którymi spoczywają ludzie zmarli tragicznie przed wieloma wiekami budzi do życia strażników góry, którzy pełnym zestawem zębów będą rozszarpywać na kawałeczki lokatorów kurortu. Ciekawe? Ni chuja.
Przez większość czasu pizga nudą, a trochę bardziej urozmaicony jest jedynie finał, choć łba on z wszech miar nie urywa.
Bardzo długo szukałem tego filmu. Tak długo, że prawie zapomniałem iż takowy kiedykolwiek powstał.
Koniec końców, niewiele straciłbym gdybym jednak nigdy nie przyswoił sobie tej produkcji, co chyba mówi samo za siebie.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=aUJZGILCM1Y
Werdykt: