LARVA
–
LARWA
Niby miałem recenzować drugą część „Dyniogłowego”, ale z tą recką zwlekam tak długo, że nawet Polski Kościół Latającego Potwora Spaghetti nie czekał tak długo na zalegalizowanie swojego wyznania.
Znając mnie spodziewacie się, że backhandem zarzucę wam jakąś dziwną uwagę na temat plakatu, zacznę obsmarowywać filmidło cyfrowym miodkiem lub zbesztam go niczym cham konia? Nic z tych rzeczy.
Nim wyjaśnię dlaczego jestem wyjątkowo powściągliwy w owych kwestiach, zapoznam was dzieciaczki z warstwą fabularną… przecież wiem, że chcecie.
Ekhm.. ekhm..
Amerykańska wieś, to niezbyt gościnne dla człowieka miejsce i nie mam tu na myśli napalonych pasterzy nocami ganiającymi za owcami ani niekończących się debat na temat wyższości kukurydzy nad żytem.
Wyobraźcie sobie, że w wasze krowy coś wlazło… nie jest to nachalna ręka weterynarza ani coś równie (dla was, nie dla krowy) zwykłego. Otóż karmione specjalną, darmową paszą krówki zostały zarażone pasożytem, który zainfekował ich mięso.
Ludzie, którzy spożywają ich ciała również zarażają się wspomnianym przeze mnie ustrojstwem, co owocuje wieloma bardzo nieprzyjemnymi zgonami.
Jednym z niewielu rozumnych w całej wiejskiej ekipie jest nowy weterynarz, który czując pismo nosem wypowiada wojnę zarówno robakom, jak i chciwemu korporacyjnemu cwaniaczkowi.
Tak oto przedstawia się trzon opowieści, szkoda tylko, że całokształt jest stworzony bez większego polotu.
Nie mówię, że jest to zły film, ale bardziej nadaje się do zapuszczenia go w TV, gdzie wieczorkiem można go obejrzeć przed snem, niż do zachwycania się nim na forach internetowych czy przy wypadzie ze znajomymi.
Basta! Jeśli nie wierzycie mojej opinii, sami go sobie obczajcie.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: