BLOOD DINER
KRWAWY OBIAD

 

 

Nie jest to film pokroju „Piętnastu mgnień wiosny” ani też „Łez wylanych na srom mej duszy”, ale trzeba uczciwie zaznaczyć, że zaczyna się całkiem zacnie!

Wujaszek, który zwiał z pierdla dzierżąc genitalia i tasak tuż przed przybyciem policji włamuje się do domu swych nieletnich krewniaków, po czym instruuje ich na temat tego, co mają robić ze swoim życiem.

Ci, szkoleni z książek wysyłanych przez wujka wiedzą już, że ścieżka kanibalizmu, okultyzmu oraz wróżenia z pierogów niesamowicie przyda im się do spełnienia swej powinności, którą jest… wait for it… wskrzeszenie pradawnej bogini!

xzxzxzxz

Jej ciało ma być zmyślnie zmontowane z członków i bebechów puszczalskich kobiet oraz ożywione podczas tytułowej krwawej uczty, gdzie mizogonia, uwielbienie do szpinaku oraz chałupnicze wyroby klonozepanu są na początku dziennym.

Bracia, którzy patroszą kobiety i wodzą nosami w mrocznych księgach nie są zbyt lotni, ale wykazują zapędy godne potomków piekieł czyli inaczej mówiąć, nie cofną się przed niczym, by tylko wskrzesić swą uwielbianą nekro-dziewoję.

xzxz

Pierwsza połowa filmu jest całkiem zacna, ale im dalej, tym głupota bardziej razi, a mało wyszukane akcje mniej śmieszą.

Moszny mi to nie urwało, ale nie ma tragedii, zwłaszcza, że film ten powstał kawał czasu temu.

Dla zainteresowanych:
Werdykt:
Udostępnij.

Zostaw komentarz