Film pt „Krwawa masakra w Hollywood” jest takim bardzo szczególnym przypadkiem horroru, który jest jednocześnie przypadkiem typowym, jednocześnie bardzo wiernym regułom swojego gatunku, a jednak takim, których nie ma znowu aż ta wiele, na pewno nie tyle, żebyśmy nie życzyli sobie więcej. Na potrzeby recenzji określę go sobie mianem „idealnego horroru nieidealnego” .
Wiem, enigmatyczny wstęp, spróbuję się wytłumaczyć, ale najpierw krótko o fabule.
Film opowiada o młody małżeństwie, które wprowadza się do dużego apartamentowca, który wygląda (a zachowania mieszkańców dodatkowo zdają się to potwierdzać) jakby miał historię. Kiedy zaczynają ginąć mieszkańcy, okazuje się, że faktycznie ją ma, a jest ona dość przerażająca.
Krwawa masakra w Hollywood to takie staroszkolne kino grozy, zasadniczo z gatunku slashera (aczkolwiek z domieszką) Czerpie garściami z klasyki, zbudowany jest z bardzo znanych klocków. Często jest to wada, ale nie zawsze. W wielu przypadkach jeśli umie się z tych kloców korzystać, a jednocześnie potrafi się zachować proporcje między znanymi i lubianymi motywami, a kilkoma własnymi, nawet drobnymi, ale trafionymi pomysłami na opowiadaną historię wychodzi solidne gatunkowe kino, które ogląda się z przyjemnością.
I Krwawa masakra w Hollywood jest właśnie tym ostatnim przypadkiem, bardzo zbliżonym właśnie z powyższych powodów np. do Krwawych wzgórz. Do całej slasherowej otoczki, na które opiera się akcja, dodane jest kilka stylowych elementów w klimatach mystery (stopniowo odkrywana zagadka budynku) , trochę motywów spod znaku occult. Sama „slasherowa baza” jest też w sumie nieco inna niż typowe: banda nastolatków ginie po kolei. Mamy tu w zasadzie jedną bohaterkę (z pewną pomocą), która musi się zmierzyć z tajemnicą budynku i kolejnych brutalnych morderstw. Sam pomysł na to, co bohaterka odkrywa jest bardzo ciekawy (widziany w kilku filmach, ale naprawdę niewielu, z głowy może wymienię ze trzy i to powstałe później). Akcja prowadzona jest bardzo dobrze, od spokojnego wprowadzenia klimatycznego miejsca akcji, przez wprowadzające atmosferę zagrożenia pierwsze morderstwa i mocne zarysowanie wpadnięcia bohaterki na trop „tego czegoś” (pod dość wciągającym śledztwie), aż po pędzącą przez brutalne sceny końcówkę.
Składa się to na taki horror, którego zalety oparte są na tym samym zjawisku, z powodu którego w kółko słuchamy ulubionej piosenki albo szerzej- najbardziej lubimy to co już słyszeliśmy/widzieliśmy/znamy. Takie odczucie jest bardziej akceptowalne i ważniejsze w horrorze, aniżeli w jakimkolwiek innym gatunku filmowym. Co więcej, w mojej ocenie, to właśnie jest tym, co w horrorach lubimy, dlatego piszę o „idealnym horrorze nieidealnym”. Oczywiści obrazy przełomowe, albo nowatorskie, albo oryginalne, albo niepowtarzalne są ważne, ale będąc fanem horroru, zasadniczo można je obejrzeć raz na jakiś czas, a koniec końców chce się wrócić do „starego dobrego” klasycznego motywu, nad którym nie trzeba się zastanawiać czy aby na pewno zachwyca, czy coś innego takiego, a można się skupić na czerpaniu przyjemności z oglądania wspaniałych sprawdzonych horrorowych zagrywek. Oczywiście aby nie popaść w sztampę, trzeba sprawnej ręki reżyserskiej, najlepiej specjalisty gatunku, no ale w przypadku Krwawej masakry w Hollywood nie można trafić lepiej (Toby Hopper,Teksaska Masakra…mówi to panu coś?). Jest zatem z początku klimatycznie, potem bardzo brutalnie, przez cały czas z odpowiednim tempem i napięciem. Takie ujęcie sprawia, że w żadnym wypadku nie mamy do czynienia za sztampą, a raczej z czymś bardziej w stylu hołdu gatunkowi.
Film ten nie zmieni waszego świata, ale ogląda się go więcej niż przyjemnie. Bardzo przyjemny standardowy film w klimatach killer/slasher, a pisząc standardowy mam na myśli te bardziej udane obrazy ery vhs, gdzie liczyło się zaangażowanie we wszystkie elementy wykorzystane w filmie (od scenerii dramatu, przez budowanie napięcia wraz z każdym morderstwem, pomysł na zagadkową oś akcji, po pomysły na kolejne zgony itp) oraz miłość do gatunku.
Jury jest na tak. Może film nie zostanie Idolem, ale z chęcią zobaczymy go w kolejnych etapach naszego programu.