THE BLOOD OF HEROES – KREW BOHATERÓW
Przed państwem sport nad sporty, którym jarałbym się cholernie, gdyby przeniesiono go ze szklanego ekranu do naszej szarawej i nudnej jak bajgiel z rzepakiem rzeczywistości.
Wyobraźcie sobie drużynę złożoną z pięciu cwaniaków, która uzbrojona w kije z odważnikami, łańcuchy oraz innego typu niemiłe dla ciała narzędzia stara się nabić psią czaszkę na słupek po stronie przeciwnika.
Brzmi to nieco chaotycznie, ale każdy zawodnik ma tu wyznaczone konkretne zadanie i funkcję, ale przede wszystkim ochraniać ma nieuzbrojonego „rozgrywającego”, który jako jedyny może poczmychać bo boisku z czaszką w łapach.
Fabuła filmu kręci się wokół jednej z takich drużyn, która z polotem i zacięciem Kaszpirowskiego pogrywa sobie na postapokaliptycznych pustkowiach. Zebrawszy trofea od pokonanych drużyn, nieskora do uśmiechu ekipa chce spróbować swych sił na turnieju w mieście, by osiągnąć sławę, bogactwo oraz… w sumie tylko to.
Możecie się dziwić, ale nawet tak prosta i z pozoru nie zachwycająca niczym fabuła może zainteresować i wciągnąć widza.
Kiedy prostota wychodzi filmowi na dobre? Wtedy, gdy bohaterowie są wyraziści, a klimat tak namacalny i prawdziwy, że nawet pomimo płytkiej fabuły rekompensuje on niedoskonałości scenariusza.
Świetny jak zawsze Rutger Hauer wspierany przez innych, mniej znanych, acz fajnie grających swe role aktorów pierze oponentów po ryjach, niejako opiekuje się nowo przyjętą do składu rozgrywającą oraz konfrontuje się z demonami przeszłości, kiedy to był jeszcze oficjalnym i popularnym zawodnikiem w Czerwonym Mieście.
Czy filmidło urwie genitalia widzom młodszego pokolenia? Może i nie, ale ludzie, dla których efekty specjalne i epicki rozmach są wartymi splunięcia dodatkami, które kładą się krzyżem przed rzemiosłem i minimalizmem będą zadowoleni.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=v6qckMHp7wU
Werdykt: