No dobra, byliśmy w kinie-czas zrecenzować. Film jest debiutem kinowym reżysera na podstawie jego wcześniejszej krótkometrażówki. Standardowo nie mieliśmy o tym pojęcia, ale w trakcie seansu towarzyszyło nam dziwne przeczucie, które w sumie podpowiadało taką genezę dzieła.
No ale po kolei. Wyjątkowo nie będziemy przytaczać skrótu fabuły, wystarczy powiedzieć, że jest to typowe ghost story. Pomysł na straszenie jest bardzo prosty, oczywisty, łopatologiczny, ale genialny w swojej prostocie i, poprzez odnoszenie się do typowych pierwotnych lęków (nawet trochę a’la Stephen King), zdaje się być bardzo przekonywujący. Nie ma co go tu też dokładnie opisywać-wszystko widać na trailerze. Początek jest bardzo, bardzo obiecujący. Jest klimatycznie, przerażająco, nawet przez chwile krwawo, a dzięki właśnie odpowiedniemu pomysłowi, nawet jumpscenes, których jest już na wstępie sporo, są bardzo uzasadnione. Wszystko jest więc super…przez pierwsze pół godziny. Potem zdechł pies.
Wyjściowa idea z pewnością sprawdziła się w krótkiej formie, ale straszenie przez cały film na jedno kopyto, bez rozwinięcia i rozbudowania pomysłu jest całkowicie chybione. Z jednej strony jumpscenes, jumpscenes, jumpscenes wszędzie, a z drugiej wiadomo kiedy one się wydarzą, więc nie mają siły rażenia. Na dodatek, cały tajemniczy klimat pryska po kilkudziesięciu minutach, kiedy dowiadujemy się co jest straszydłem. Nie dość, że rozwiązanie tajemnicy zostaje podane wcześnie i w najbardziej prostacki sposób (i to za jednym zamachem, więc bye bye stopniowe odkrywanie zagadki), to jeszcze jest najbardziej wtórne i ograne jak to tylko możliwe. Na domiar złego, sama zjawa i pojawianie się jej przywodzi inne filmy (Babadook, Mama itd). Jednym słowem masakra.
Nie znaczy to, że film jest całkiem beznadziejny, plusów nie jest wcale mało.
Po pierwsze, postacie są fajne, ładne, budzące sympatię i jest między nimi chemia. Na dodatek są ogarnięte i rozgarnięte, zwłaszcza postać męska wykazuje się inteligencją i rozsądkiem zupełnie nie przystającym do typowych horrorów. Po za tym, w drugiej części filmu jest mnóstwo akcji, a gdy bohaterowie muszą przeżyć noc w domu bez światła czuć ich osaczenie oraz beznadziejność sytuacji-wszak niebezpieczeństwo może czaić się wszędzie. Biorąc dodatkowo pod uwagę, że już zdarzyliśmy postacie polubić jest całkiem niezłe napięcie.No i choć zakończenie też jest w sumie oczywiste, niesie ze sobą sporą dawkę emocjonalności.
Film być może ma też drugie dno, bo podkreślony został wątek rozpadu więzi rodzinnych spowodowany depresją i nasilającą się chorobą psychiczną (hmn znów Babadook?)
Obraz nadaje się na pewno do obejrzenia go w kinie z dziewczyną/narzeczoną/żoną- gwarantujemy, że partnerka będzie co chwila podskakiwała (jumpscenes, jumpscenes, wszędzie jumscecnes) i co chwila tuliła się w poszukiwaniu męskiego ramienia, a że łatwo zgadnąć kiedy to nastąpi, zawsze się zdąży przyjąć wygodną pozycję. Na pewno nie polecamy zagorzałym fanom horrorów, zwłaszcza jeśli mają oglądać w samotności, gdyż z pewnością wkurzy ich masakryczna wręcz wtórność, monotonia środków do straszenia i niewykorzystany potencjał ( bazowego pomysłu starczyło na kilkanaście minut, a reżyser, pewnie uważając, że to samograj, nie pokusił się o rozwinięcie). Osobiście jestem bardziej na „nie”.