Po filmach kręconych „z ręki” za pomocą kamerki, a także innych, prezentujących nam fabułę przez komunikatory pokroju Skype („Cybernatural”) nadszedł czas na połączenie tych dwóch pomysłów i śledzenie akcji dzięki inteligentnym okularom… nie wiedziałem nawet, że takie istnieją. Serio.
Bohaterkami filmu są dwie niezmiernie irytujące przyjaciółki, z których jedna to puszczalska latawica nastawiona na klubowy gangbang i odurzanie się przeróżnymi specyfikami, a druga, cóż, nie prezentuje się wiele lepiej.
Wystarczy powiedzieć, że wiecznie sfochowana czarnowłosa babeczka ma jakieś pretensje do połowy napotkanych ludzi i to z bardzo różnych powodów. A bo za szybko chodzą, słomka podana przez barmana nie ma kształtu fallusa albo też nie chcą po jednym dniu znajomości narażać dla niej życia, bo ubzdurała sobie skoczyć po kumpla do domu wariatów.
Babeczki mają plan pobalować w Tel Awiwie, ale traf chce, że w samolocie spotykają młodego archeologa, który jedzie do Jerozolimy. Dają się przekonać na zmianę trasy i przez niemalże połowę filmu imprezują z nim w barach, poznają miejscowych, a główna bohaterka prawie obciąga mu w zatłoczonej ubikacji.
Ich spokój przerywa pojawienie się demonów, które roznoszą chorobę, przekształcającą ludzi w podobne im wynaturzenia. Gdy bramy miasta zamknięte zostają przez wojsko, ocalali będą musieli znaleźć alternatywne wyjście, by mieć szansę na długie i względnie szczęśliwe życie.
Co z tego, że film jest nieźle zrealizowany, ma fajny pomysł i miejscami potrafi wciągnąć, kiedy całokształt psują idiotyczne zachowania bohaterek, które ma się ochotę powiesić na suchej gałęzi już po trzydziestu minutach seansu… a dalej jest jeszcze gorzej.
Produkcja ta ma swoje momenty, ale pierwsza linia postaci, która powinna udźwignąć na swoich barkach film nie podołała, ale to raczej wina scenarzystów, którzy stworzyli tak antypatyczne bohaterki. Mam nadzieję, że będzie im wstyd, gdy przeczytają te recenzję i drugi raz zastanowią się, nim popełnią taki błąd.