HYDRA
Mam nadzieję, że zetknęliście się kiedykolwiek z mitologią grecką? Tak, tak, wiem. Seria God of War, jest dla was jedynym, do czego możecie się w tej chwili odnieść, ale na wasze szczęście, wasz kapitan wie co nieco na ten temat.
Wielogłowa potworność, którą z wielką przyjemnością (choć ciężko mi to sobie wyobrazić) spłodził protegowany Gai, potwór Tyfon, pełzała sobie spokojnie po niezamieszkałej przez nasz gatunek wyspie, dopóki grupka niesamowicie napalonych na te sprawy badaczy nie weszła w jej drogę.
Jednak nie tylko oni stawią czoła bestyjce. Grupa bogaczy, którzy z wielką chęcią polują na różne zwierzątka, trafia na tę samą wyspę, zapewniając sobie tym samym rolę posiłku naszej milusińskiej. Prócz nich trafiają tam również ludzie, na których milionerzy będą polować. Czemu? Dowiecie się sami, jeśli zmierzycie się z tematem.
Pomimo, że jest to produkcja z dobrze wam znanej stajni Syfy, która z reguły nie wydaje wiele pieniędzy na efekty specjalne, tutaj wszystko wygląda przyzwoicie. Wężogłowa paskuda prezentuje się stereotypowo, ale jej „finishery”, choć niespecjalnie spektakularne, ogląda się bez potrzeby wciskania Alt + Tab.
Ciekawostką jest również fakt, że stwór posiada umiejętności znane właśnie z mitologii. Na miejsce rozpiżdżonej głowy, wyrastają dwie kolejne, tak więc innymi słowy, nasi bohaterowie mają kompletnie przejebane.
O dziwo, jest to jedna z najmniej żenujących (negatywnie) i robionych na odpierdol produkcji tej wytwórni. Do kultowego „Sharktopusa” brakuje jej przede wszystkim koncepcji na ciekawe monstrum, ale i bez tego jako film przygodowy, z lekką nutką tandety i absurdalnych sytuacji, sprawdza się bardzo dobrze.
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
Jeden komentarz
Lubię ten film, a najbardziej lubię, gdy mogę go odpalić komuś, kto myśli, że czeka go seans sztampowego slashera. To zdziwienie jest bezcenne.