Dzięki uprzejmości Kino Świat mieliśmy okazję wybrać się na najnowszy horror studia A24 pod tytułem „Heretic”. Wiele sobie po seansie obiecywałem. A24, odpowiedzialne za takie wybitne tytuły jak „Midsomar”, „Lighthouse”, „The Witch” czy „Hereditary” znane jest tworzenia ambitnego kina grozy a fakt, że w roli głównej dostaliśmy Hugh „umpa lumpa, ależ jestem czarujący” Granta (cóż za cudownie karkołomny pomysł!) jeszcze bardziej zaostrzył apetyt. Na dodatek trailer i opis nie zdradzały zbyt wiele, za to zapowiadały wyrafinowane psychologicznie kino (a może nawet erotycznie- idąc za definicją wartościowego horroru autorstwa Marian Paździocha), które to kino miało szansę być niepospolitą ucztą intelektualną. To ostatnie nie sprawdziło się w zasadzie zupełnie… co nie znaczy, że film mnie rozczarował. Ale nie uprzedzajmy faktów. Najpierw słowo o fabule.
Prezentuje się ona tak, że oto mamy dwie młode misjonarki pewnego kościoła, które pukają do drzwi samotnika (Pana Reeda) granego przez Hugh Granta, w celu zaprezentowania mu założeń swojej wiary i być może nawrócenie go na nią. Pan Reed z początku czarujący, wciąga młode dziewczyny w dysputę w religijno filozoficzną dysputę, która z czasem staje się coraz bardziej niepokojąca, a sam gospodarz coraz bardziej napastliwy i nieprzewidywalny. Mówiąc wprost- okazuje się psychopatą.
I tu od razu muszę się przyznać, że „Heretic” minął się z moimi oczekiwaniami. Spodziewałem, się ciężkiej psychodramy i ambitnego dramatu grozy z przenikliwym i inteligentnym przesłaniem na temat religii (czyli np czegoś w stylu horroru „Nefarious”). A wiecie co dostałem? Klasyczny thriller o morderczym szaleńcu, z znanymi z innych filmów grozy zagrywkami i banalnymi spostrzeżeniami na temat wiary, które nie będą niczym odkrywczym dla nikogo w wieku wyższym niż wiek bierzmowania. Czy to źle? Otóż nie
„Heretic” nie jest bowiem w żadnym razie traktatem religijnym, bardziej to rozprawa na temat technik manipulacji oraz potrzebie męskiej dominacji. Ma w sumie też kilka kluczy interpretacyjnych, co sugeruje zakończenie, całkowicie nie wiarygodne pod względem logicznym, ale ciekawe i w pewien sposób otwarte, jeśli potraktować je metaforycznie. Dla niektórych owe nieprawdopodobieństwo będzie minusem, ale jak zawiesić niewiarę i potraktować bardziej symbolicznie, to już mamy nie minus a plus.
Podobnie będzie z samą przedstawioną w „Hereticu” historią, na którą składają się jakby dwa odrębne filmy. W pierwszej części mamy wspomnianą dysputę, która z jednej strony banalna, a wręcz momentami komiczna (porównanie religii do gry planszowej), jednak trzyma bardzo mocno w napięciu, jest pełna dramaturgii ciężkiego klimatu. Można ją przy tym potraktować jako satyrę.
W drugiej części dostajemy pewne zaskoczenie a fabuła rozwija się w kierunku klasycznego, wiele razy widzianego już thrillera o mającym nierówno pod kopułą psychopacie. Ta część również trzyma w napięciu, przede wszystkim dzięki kilku zwrotom akcji, oraz odpowiednim wykorzystaniu sprawdzonych patentów. I o ile żadna z tych dwóch części sama w sobie niczym wybitnym nie jest, to jednak, gdy zestawimy je razem, dostajemy miszmasz, który może się podobać. Mnie kupił. Nie dostałem tego, czego oczekiwałem, ale zostałem zaskoczony tym, w którą stronę to wszystko poszło. Okazuje się, że A24, podobnie twórcy kręcący dla „Shudder” potrafią z banalnych składników zrobić niebanalną potrawę. Dzięki Bogu więc, że trailer „Heretica” nie zdradzał wiele.
Przyjemność z seansu podbija warstwa techniczna oraz aktorstwo. Hugh Grant w roli szaleńca jest naprawdę „grand” i gdyby horrory nie były pomijane na Oskarach powinien dostać co najmniej nominację. Aktorki wcielające się główne bohaterki też dają radę. Przyczepić się nie ma do czego. I, jak wspomniałem, inne aspekty techniczne też potęgują pozytywny odbiór seansu. Miejsce akcji czyli dom Pana Reeda, jest naprawdę niesamowity! Robi mega klimat i można by o nim napisać osobny felieton a sceny grozy dzięki scenografii i innym zabiegom naprawdę przerażają ( np. sekwencje z prorokinią). Dzięki temu wszystkiemu „Heretyka” ogląda się z dużym zaangażowaniem.
Podsumowując: dla wielu „Heretic” przez to, że nie jest do końca tym, co zdaje się obiecywać, czyli bycie intelektualnym dramatem grozy ( w którym fabuła jest pretekstem to zapodania głębokiego przesłania na temat wiary), może okazać się rozczarowaniem. „Heretic” jest bowiem w pełni klasycznym horrorkiem/thrillerkiem nastawionym na budowania napięcia, trzymanie na krawędzi fotela i okazjonalnym zaskoczeniem sztampowym patentem w niesztampowy sposób. I jako taka rozrywka sprawdza się znakomicie. Przede wszystkim dzięki wybitnemu aktorstwu, doskonałej warstwie technicznej oraz właśnie pewnym igraniu z oczekiwaniami widza a także umiejętnym wykorzystaniu ogranych schematów. Pewne ciekawsze spostrzeżenia w „Hereticu” znajdziemy, ale choć dodają one smaczku, to jednak są na pewnym marginesie i nie stanowią w żadnym razie istoty tego, czym film jest. Czyli czystą horrorową rozrywką na wysokim poziomie.
Jak dla mnie 8/10
autor: GoroM