„Havenenhurst” wybrałem z kolejki do zrecenzowania dlatego, że ostatnio opisywaliśmy inny obraz (chodzi o „Masakrę w Hollywood”), który ma sporo wspólnego z dziełem, które jest tematem niniejszej notki. Łatwiej jest mi oceniać, gdy (choćby wewnętrznie, na potrzeby analizy) porównuję obejrzany twór z jakimś innym, podobnym.
No więc w „Havenhurst” miejscem akcji jest olbrzymi budynek mieszkalny, w którym przydział na lokal dostają ludzie, którzy wyszli z nałogów, zwalczyli swoje demony czy ogólnie odbili się od dna. Główna bohaterka to alkoholiczka, która po terapii dostaje w budynku mieszkanie, w którym to mieszkaniu rezydowała jej przyjaciółka, obecnie zaginiona. Przybytkiem zarządza zaś starsza pani osobiście przepytująca wszystkich nowych mieszkańców i oznajmiająca im, że jak będą się zachowywali godnie i nie będą wracać do grzechów przeszłości to będzie im dobrze. A jak nie to nie.
Are you with me so far? Starsza, poczciwa pani w horrorze, rzucająca takimi tekstami? Aha i mająca rosłego, milczącego syna. Toż to autospoiler! Pomysł na fabułę jest dla mnie olbrzymim minusem Havenhurst. Mamy mroczny klimat olbrzymiego budynku, który ma budować tajemnicę a tu takie coś? Masakra. A samo miejsce akcji jest teoretycznie świetne. Naprawdę buduje atmosferę. Mamy zresztą podobne patenty na zagadkowość teatru zdarzeń jak w „Masakrze w Hollywood”, ale tam reszta była też dość zaskakująca. Tu nie. Chyba, że ktoś jest naprawdę zielony w temacie grozy (i trafił na nasz blog? Witamy, witamy:). Niewątpliwie jednak atmosfera budowli i patenty na jej budowanie (czyt. tajemnice budynku) to spory plus „Havenhurst”.
Drugim plusem jest ogólny wygląd „straszaka”. Narzędzia sprowadzania mieszkańców na dobrą drogę wyglądają fajnie, groźnie, oryginalnie, zaś sposoby nawracania grzeszników mocne, ostre, horrorowe. Tylko tego wszystkiego jest mało! Parę migawek, jedna scena gore (owszem niezła). No i też jakimś tam plusem jest wątek prowadzenia śledztwa przez główną bohaterkę i odkrywania tajemnicy zaginięcia przyjaciółki i związku tego dramatu z kamienicą. Tajemnicy, która oczywiście dla widza nie jest żadną tajemnicą. Eh.
Ogólnie największym zarzutem, który mam wobec „Havenhurst” jest to, że film nie wykorzystał prawie wcale potencjału jego elementów składowych. Fajny morderca? W kilku scenach. Sceny gore? Jedna. Ciekawe śledztwo? Finał można przewidzieć od razu. Najmocniej broni się sam budynek. Ale wydaje się, że i tu mogłoby być ciut lepiej. No i ogólnie film dość jest mroczny i atmosferyczny. W sumie obraz przeciętny. Entourage mocno pozytywnie horrowy (ale nie wykorzystany do końca) zaś treść ogólnie banalna.
http://horroryonline.pl/film/havenhurst-2016/4453