Jako człowiek światły oraz iście czadowy posiadam wiele zalet. Potrafię zrobić szpagat z niewielką szansą na to, że trzeba będzie wezwać karetkę, a moje kanapki z żółtym serem i majonezem królują na salonach.
Taki fejm, to nie byle co.
Film, który właśnie recenzuję nauczył mnie, bym nie wychylał się poza dobrze znane mi filmowo-kanapkowe rejony i siedział cicho w domu popijając browarki.
W dziele tym, pewien irytujący blogger kulinarny ostro zalazł za skórę niekoniecznie poczytalnemu mistrzowi kuchni. Gdy ten zaczął mieć problemy ze swoim telewizyjnym show, jeszcze bardziej zaczęło mu odwalać i w rezultacie przegiął pałkę.
Powodowany pierwotną chęcią zemsty uwięził on internetowego cwaniaczka, po czym zmusił go, by ten zagrał w jego dziwaczną gierkę.
Nie jest tak jak sobie wyobrażacie. Nie musiał zlizywać śmietany z kolan faceta w koloratce ani farbować włosów łonowych na fikuśne kolory.
Od teraz to kuchmistrz będzie obserwował jak młodziak gotuje, a za każdy błąd będzie karany fizycznie oraz psychicznie… niezły pomysł co?
Jako widz nie spodziewałem się fajerwerków, ale opowieść jest naprawdę przyjemnie sklecona i prócz bardzo małej krwistości nie mam właściwie nic do zarzucenia… ale w końcu nie każdy film musi emanować przemocą prawda?
Prawda?
Jeden komentarz
Kurde, zaintrygowałeś mnie…. chyba sobie dzisiaj obejrzę 😀
subiektywnie-o-kulturze.blogspot.com