GALLOWWALKERS
Nie wiem, ile Wesley Snipes siedział w pierdlu i co tam się działo, że po wyjściu na wolność postanowił wystąpić w tej produkcji, ale chyba lepiej byłoby dla jego kariery, gdyby posiedział za kratami do czasu, aż kierownictwo tego projektu obsadzi w głównej roli kogoś innego.
Aman, przeklęty przez chuj wie kogo tułacz, ma pewną specyficzną umiejętność. Otóż każdy zabity przez niego człowiek powraca zza grobu jako żywy trup, o ile jego łeb jest wciąż przytwierdzony do korpusu.
Czarnoskóry zawadiaka w imię zemsty podróżuje po pustkowiach, by zabić piątkę osób, których wcześniej pozbawił życia. Niestety pozbawiony wiedzy o swoich nadnaturalnych skillach, będzie musiał zrobić to po raz kolejny.
Historia tu przedstawiona jest dosyć banalna, choć nie przeszkadzałoby to jakoś szczególnie, gdyby nie totalnie chaotyczne przedstawienie opowieści, zrobione na siłę i przekombinowane postaci oraz nieporadność reżysera i operatorów kamer.
Przez pierwsze dziesięć minut myślałem sobie: „Na trójząb Posejdona! To może być naprawdę zajebisty film!” Kiedy jednak zegarek odmierzał kolejne minuty, coraz bardziej przekonywałem się, że będzie to mulasta i co najwyżej średnio przyswajalna produkcja.
Na plus mogę z czystym sumieniem zaliczyć wspomniane już pierwsze 10 minut, kilka fajnych „headshotów”, dwa łby wyrwane razem z kręgosłupami oraz standardowo dwie sztuki piersi, niestety średniej jakości.
Cała reszta jest przekombinowana, nudnawa i wkurwiająca.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: