Jak powszechnie wiadomo ( a może i nie) ja (Goro M) i mój brat (Goro A) jesteśmy wielkimi miłośnikami klasycznych przygotówek point and click od czasu, gdy tylko na naszej zakupionej z pieniędzy z komunii Amisi odpaliliśmy „Secret of Monkey Island” i ujrzeliśmy na ekranie Gubryusha Threepwooda idącego raźnym krokiem w kierunku Scumm baru. Z resztą „miłośnikami” to nawet lekko powiedziane. Kochamy ten gatunek miłością bezgraniczną i bezwarunkową, w każdy tytuł angażując się całymi serduszkami. Niestety „point and click” to bardzo hermetyczna kategoria gier (żeby nie powiedzieć na wymarciu) i rzadko wydawane jest coś naprawdę godnego uwagi.
Całkiem niedawno jednak trafiliśmy na coś co zapowiadało się obiecująco. Nawet więcej! Wyglądało jak spełnienie naszych przygodówkowych marzeń! Chodzi o „Ecavation of Hobb’s Barrow”, tytuł będący oldscholowym pod względem grafiki i mechaniki, okultystycznym, folkowym horrorem w klimatach Lovecrafta- sami przyznacie, że brzmi to jak coś w sam raz dla takich boomerów jak my.
Pierwszym, co rzuca się w oczy jest retro grafika typu „pixel art.”, coś co może budzić kontrowersje, ale ma też swoich fanów. Co my sądzimy o warstwie graficznej tytułu napisemy później, bo najpierw,chcemy wspomnieć o fabule. Ta, choć nie pozbawiona wad, jest wyśmienita.
Wcielamy się w niej w Tomassinę Bateman, młodą archeolożkę, która zawodowo poszła w ślady ojca. Wspomniany ojciec zaś z ostatniej z swoich wypraw poszukiwawczych wrócił całkowicie sparaliżowany, niezdolny do najmniejszego ruchu ani nawet do mówienia. Nasza bohaterka tymczasem dostaje tajemnicze zaproszenie do małej wioski z prośbą o przeprowadzenie wykopalisk w miejscowym, owianym legendą kurhanie. Gdy dociera na miejsce okazuje się, że człowiek, który ją zaprosił znika bez śladu, a miejscowi są dość sceptycznie nastawieni do jej osoby i misji. W obyciu niby przyjaźni, ale w większości jednak niezbyt skłonni do pomocy Tomassinie w jej przedsięwzięciu. W większości… bo znajdują się też osoby, którym zależy nad rozwiązaniu zagadki kurhanu.
Jak już wspomniałem, historia pokazana W Excavation of Hobb’s Barrow jest świetna. Jak nie trudno zgadnąć, legenda o kurhanie okaże się czymś więcej niż tylko legendą, a Tomassina, nie wierząca w zabobony, sceptyczna i twardo stąpająca po ziemi naukowczyni, wraz z postępem fabuły zacznie wątpić w swój racjonalizm. Zagadkowe wydarzenia wokół bohaterki mnożyć się będą coraz bardziej, nie każdy okaże się tym, za kogo się podaje, na jaw wyjdą spiski i tajemnice z przeszłości a zakończenie opowieści to już w zasadzie czysty, wstrząsający Lovecrat! Należy też dodać, jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, że atmosfera towarzysząca nam przez całą grę też jest niesamowita i w duchu w pełni lovecraftowa. No i postacie w grze są bardzo fajnie napisane i z charakterem, począwszy od wiejskiego pijaczka, przez miejscowego proboszcza, na głównej, absolutnie cudownej bohaterce kończąc
No ale przejdźmy do technikaliów i gameplayu. Czy tu również jest dobrze? Ogólnie tak. Zagadki są ciekawe, nie za łatwe i nie za trudne a do tego „wielopiętrowe” więc ogólnie gra się przyjemnie. Muzyka jest udana, nie genialna, ale na pewno robiąca robotę, a grafika…. no cóż, nad nią trzeba pochylić się nieco bardziej.
Jak już się wspomniało, gra jest wykonana w stylu „pixel art” do złudzenia przypominającym klasyczne tytuły Lucas Arts (nawet kursor jest taki jak w „Małpiej Wyspie”!). Z jednej strony przywołuje to cudowne wspomnienia i nadaje specyficznego klimatu, a z drugiej, ktoś może powiedzieć, że takie zagrywki są zwykłym pójściem na łatwiznę, a tytuły w retro stylu są po prostu brzydkie. W większości przypadków z takim zarzutem można by się zgodzić, ale nie w przypadku „Excavation of Hobb’s Barrow”. A przynajmniej nie do końca.
Otóż mam wrażenie, że warstwa graficzna została stworzona przez bardzo utalentowanych plastyków, bo pomimo ograniczeń konwencji jest naprawdę ładna. Piksele aż tak nie rażą w oczy, kolory dobrane są tak, że wszystko jest nie tylko czytelne, ale sprawia wrażenie wręcz namalowanego obrazu, a tła są bogate w detal i malownicze. Do tego mimo, że grafika jest oldschoolowa, mam wrażenie (choć się na tym nie znam), że gra wykorzystuje możliwości nowoczesnego sprzętu. Na przykład efekty świetlne (choćby takie światło lampy rozchodzące się po fasadzie budynku po zmroku), spowijająca lokacje mgła czy przesuwające się obiekty na dalszym planie wraz z ruchem głównej bohaterki (zwróćcie uwagę na co się dzieje z kościołem w tle lokacji rynku) czy inne podobne patenty, to coś czego chyba nie było w „starych” grach. Graficznie jest więc generalnie bardzo dobrze. A jeśli miałbym się przyczepić do jakiegoś aspektu technicznego, to chyba tylko do jednego- voice acting kilku postaci nie był przekonujący. Nie mówię tu o głównej bohaterce, ale w przypadku kilku bohaterów pobocznych moim zdaniem wyszło średnio. Do takiego np. Curse of Monkey Island to już w ogóle opisana gra pod tym kątem to nawet startu nie ma.
Gra ma jeszcze jedną wadę, dość moim zdaniem poważną i głównie w aspekcie (generalnie świetnej) fabuły. Otóż osobiście odniosłem wrażenie, że zakończenie historii jest mocno przyśpieszone a z opowieści wycięto środek. Przez trzy czwarte gry mamy bardzo tajemniczy klimat i atmosferę zagadki, a potem mocne zakończenie z piekła rodem, którego jednak za wiele wydarzeń nie zapowiada. Oczywiście znawcy horrorów mogliby czegoś takiego się spodziewać , ale nie obeznani z konwencją mogą poczuć się skonfundowani. Jest tajemnica, ale nie ma stopniowego jej odkrywania… tylko od razu końcowe BUM. Poza tym dostajemy też sekwencje retrospekcji, które choć dodają głębi głównej bohaterce i samej historii, odrywają też nieco od głównego wątku. No i gra jest za krótka! Oraz, jakby to powiedzieć…. za mała. Cała główna, dziejąca się przed zejściem pod ziemię, część opowieści, to raptem kilka (kilkanaście jeśli liczyć każdy „ekran” osobno) lokacji. I znowu… gdzie tam temu tytułowi do np takiego „Secret of Monkey Island 2” gdzie mieliśmy cały archipelag „wielolokacjowych” wysp, pomiędzy którymi mogliśmy sobie swobodnie pływać stateczkiem. Mam wrażenie z resztą, że całe „Hobb’s Barrow” jest krótsze niż jeden rozdział „Tales of Monkey Island”.
Mimo to „Excavation of Hobb’s Barrow” to gra świetna. Ma wspaniałą historię z wstrząsającym zakończeniem, fajne postacie (w tym absolutnie cudowną główną bohaterkę) i oferuje nam naprawdę mroczną i niepokojącą atmosferę żywcem wyjętą z prozy Samotnika z Prowidence. A to wszystko w budzącej nostalgiczne wspomnienia retro grafice, która mimo pozornej archaiczności, naprawdę cieszy oko. Dla fanów przygotówek lub horrorów to pozycja absolutnie obowiązkowa.
Nasza ocena to 8/10
Autor: Goro M