Wczorajszego wieczoru, niczym czerw wwiercający się w świeżego trupa penetrowałem otchłanie internetu, by umilić sobie czas przy czymś krótkim i przyjemnym, a że mam ostatnio podjarkę na rzeczy związane z Lovecraftem, to ten tytuł wydał mi się całkiem na miejscu, zwłaszcza, że trwa jedynie dziesięć minut!
Wyobraźcie sobie człeka, który bada kosmos za pomocą małej, podręcznej lupki, którą wy za dzieciaka podsmażaliście mrówki. Wydaje się wam to dziwne? I tak w istocie jest, ponieważ lupka ta została natchniona potworną mocą demona zwanego Yoggoth-Al-Ghall. Potworność ta lata na dziwacznym, pięciogłowym rumaku pokrytym podobnymi do rybich łuskami i jakby tego było mało, wyposażonym w smocze skrzydła.
Facet, który uchylił rąbka tajemnicy kosmicznych istot jest teraz śledzony przez kultystów odzianych w modną czerń i w końcu pochwycony w ich podobne do macek łapki. W górskiej twierdzy Oshi-Dal rozegra się walka i ludzkość pozna odpowiedź na najstarsze i najważniejsze pytanie: „Kto jest lepszy? Batman czy Superman?”
Daliście się nabrać na ten wątek fabularny?! Oczywiście wymyślałem go na bieżąco pisząc tę recenzję, ale nim zaczniecie mnie bić wiedzcie, że miałem ku temu powód! Nie będziecie bić ? No to już tłumaczę.
Otóż fabuła tego dzieła jest tak pojechana, że każdy, kto skusi się na seans odbierze jej sens inaczej… o ile w ogóle jest tu jakiś sens, chociaż chyba jest. Czy przeszkadza to w ogólnym odbiorze? Oczywiście że nie. Efekty wizualne są dosyć amatorskie, ale oddają dziwaczny klimat innych wymiarów co oczywiście działa na plus.
Pamiętajcie tylko, że czeka was bardzo dziwna podróż, która niekoniecznie musi się wam spodobać.