Tak już mam, że Tima Burtona lubię od dawna i choć żaden z jego filmów (chyba) nie pojawił się na tym blogu ze względu na odmienną stylistykę, to tę pozycję koniecznie musiałem zrecenzować, ponieważ jest to koloryzowana, fabularyzowana biografia Eda Wooda, jednego z najgorszych reżyserów wszechczasów, którego „największym” dziełem jest bezdyskusyjnie „Plan 9 z kosmosu”.
Kto nie widział „P9ZK” ten pipka, bo warto się na niego połakomić dla ogromu absurdów, niedoróbek i sztucznego aktorstwa, a my takie rzeczy uwielbiamy co?
Wracając do recenzowanego tu filmu, Tim Burton stworzył ten obraz w specyficznym dla siebie stylu, więc nie dość, że jest to dzieło czarno białe, to na dodatek klimat dawnych lat jest w nim znakomicie wyczuwalny, dzięki czemu można bez problemu zatopić się w nim niczym obciążone kamieniami zwłoki w urokliwym bagnie.
Ukazana jest tu historia Eda (w tej roli Johnny Deep), który uwielbiał przebierać się w damskie ciuszki, ale także był bardzo płodnym i przepełnionym entuzjazmem reżyserem, który poszczycić się mógł przyjaźnią z ikoną kina (rewelacyjna rola Martina Landau) Belą Lugosim.
Film ogląda się jednym tchem i zabawa będzie przednia dla każdego, kto lubuje się w takich klimatach lub/i ciekawi go postać tego niesamowicie pokręconego reżysera. Dodam również, że to jedna z moich osobistych perełek, tak więc jeśli choć trochę liczycie się z moim zdaniem, to nie możecie przepuścić tego filmu.
3 komentarze
Landau bezkonkurencyjny 🙂 Niemalże kradnie całe show 😀
idz kup browar bo nic ci debliu juz nie pomoze nara
A w domu wszyscy zdrowi cukiereczku ? 🙂