Na horroryonline.pl, wraz z nową odsłoną strony (polecam, jest super) wleciała opcja seria na weekend/tydzień. Akurat już jakiś czas temu wpadłem na pomysł (i zapowiedziałem) zbiorczej recenzji serii filmów. No więc ten zbieg okoliczności z nową opcją na horroryonline.pl jedynie przyspieszył realizację zamiaru. Tak naprawdę na początek miało paść na Noc oczyszczenia, ale jak tylko obejrzałem trzy, pojawiła się czwarta – jeszcze przede mną. Na szczęście horroryonline.pl podpowiedziały właśnie Dyniogłowego, więc dzisiaj o nim.
Dyniogłowy to cykl 4 filmów o tytułowym potworze. Nie opowiada ciągłej historii, ale pojedyncze , połączone, oprócz właśnie tytułową bestią, także pewnym wiodącym motywem i pewnymi powracającymi postaciami i przeplatającymi się wątkami. Niemniej jednak filmy to odrębne opowieści, w których po prostu powracające motywy/postacie mają swoją rolę do odegrania. Seria jest dość znana, nie jest to oczywiście fame na miarę Hellraisera albo Koszmaru z Ulicy Wiązów, ale pewne rozpoznanie osiągnęła, takie gdzieś pomiędzy Toporem a Candymanem, głównie chyba dzięki dość ciekawemu potworowi, czyli właśnie Dyniogłowemu.
Trudno by Dyniogłowy osiągnął jakąś większą sławę, niestety nie jest to seria jakaś odkrywcza, przełomowa, czy szczególnie wysokiej jakości. Natomiast z pewnością, w jakimś stopniu (czyli niekoniecznie wszystkie filmy) warto się z nią zapoznać.
Wszystkie filmy oparte są na motywie zemsty. Otóż komuś dzieje się coś złego, z winy kogoś innego. W akcie rozpaczy poszkodowany zwraca się do tego o czym opowiada lokalna legenda. Otóż w okolicznych lasach mieszka pewna wiedźma, która potrafi przywołać tytułowego Dyniogłowego, który może się zemścić w imieniu tego, kto tego pragnie. A zemsta rzecz podobno słodka, a w wydaniu horrorów z lat 80/90, na pewno krwawa.
Powiedzmy sobie szczerze. Jedyną naprawdę w miarę dobrą częścią jest część 1. Historia jest prosta jak maczeta Jasona. Paru nastolatków w wypadku zabija pewnego chłopca. Chłopiec jak to chłopiec. Miał ojca. Zrozpaczony ojciec w tej swoje rozpaczy zwraca się do mrocznych sił, wywoływanych przez okrutną wiedźmę zamieszkującą spowite mgłą okoliczne lasy.
Główną zaletą, w sumie całej serii, jest tytułowa bestia. Jest dość ciekawa i bez zbędnego bólu można ją zaliczyć do klasycznych potworów złotej ery horroru, w której takie potwory się pojawiały (moje ukochane ejtisy). Reszta zalet Dyniogłowego skumulowała się w pierwszej części, ale mało brakowało żeby te zalety okazały się wadami.
Pierwsza część Dyniogłowego powstała w roku 1988, a więc u schyłku lat 80. Była już wtedy czystym, 100% przedstawicielem stylistyki tej dekady (dla tego typu horrorów), doprowadzonym do jej granic, a jednocześnie przez to właśnie zarysowanie stylistyki bardzo grubą krechą, bez choćby cienia jakiegoś nowego motywu, już w chwili premiery lekko przestarzałym. Na szczęście wydaje się, że twórcy oraz aktorzy (ze szczególnym uwzględnieniem odtwórcy głównej roli) byli tego świadomi i właśnie postanowili nam wysmażyć mocno przyprawione (czyli filmowo wystylizowane) danie spod znaku „dla koneserów”. Na szczęście nie trzeba być tu koneserem bardzo wąskiej specjalizacji (typu irańskie kino moralnego niepokoju), ale wystarczy dobrze trawić wszystkie tanie chwyty lat 80. Kto z fanów horroru ich nie lubi?
Pierwsza część Dyniogłowego broni się zatem tym specyficznym klimatem, w którym akcja osadzona jest głównie w lesie tak mrocznym, że ciężko by wcisnąć tam choćby jeszcze jedną plamkę mroku, gdzie mgła jest tak gęsta, że można by ją jeść widelcem, a w kluczowych momentach pojawia się grzmot przerysowany jak z komiksu. Z jednej strony jest to wszystko dość grubo ciosane, ale ostatecznie bardzo klimatyczne. Wygląda to tak, jakby twórcy potrafili wycisnąć ze stylistyki ile się da i zatrzymać o krok przed tym zanim popadną w autoparodię.
Główną rolę gra dość znany Lars Henriksen i również on postanowił pójść opisanym powyżej tropem. Gra bardzo ekspresywnie, ale nie przeszarżowywuje i ostatecznie wypada w roli ojca najpierw zrozpaczonego, a następnie oszalałego żądzą zemsty rewelacynie. Naprawdę świetna rola.
Wreszcie dość dobrze wypada emocjonująca końcówka.
Dla fanów horrorów z lat 80, zwłaszcza spod znaku gumowych potworów, to taka pozycja do wzięcia wielkiej chochli do naładowania w siebie klimatu. Oczywiście dość kiczowatego.
Niestety kolejne części postanowiły nie dodawać nic od siebie tylko kręcić jakby dalej to samo, tylko jeszcze tracąc na klimacie.
Wszystkie części są oparte na motywie zemsty. Dwójka jeszcze broni się o tyle, że wilczym prawem sequela, dostajemy trochę niewyszukane originsu Dyniogłowego. W konsekwencji Dyniogłowy trochę mści się sam za siebie. Mimo, że w dwójce brak jest tego leśno-mglisto-mrocznego klimatu (oraz Larsa Hendriksena), historia przez to potrafi na chwilę wciągnąć. Mamy jakieś tam emocje związane z tym, że po kolei giną ci, którzy brutalnie potraktowali Dyniogłowego zanim został Dyniogołowym, a w tle mamy jeszcze trochę standardowej „slasherowej” młodzieży, która ze albo odziedziczy grzechu ojców albo nie (nie powiem:). Wreszcie nieco lepsze są sceny śmierci i ogólnie gore. Nadal jednak jest to samo, co w jedynce, która, jak już napisałem, już w momencie wyjścia nieco trąciła myszką.
Trójka to porażka. Znów motywem jest zemsta. Tym razem w pewnej wsi, pewien lekarz czy ktoś tam, robi na ludziach eksperymenty, czy tam handluje organami. Jak się wieś dowiaduje postanawia mu zrobić jesień średniowiecza szponami Dyniogłowego. Nic z tej części nie zapamiętałem. Głównie ganiają się bez ładu i składu, sam Dyniogłowy został zepchnięty na dalszy plan, poza tym wygląda gorzej niż w poprzednich częściach. Nie pomógł nawet Doug Bradley i powrót Larsa Henriksena.
Kolejna część również nie wnosi nic nowego. Przy czwartej części to już się nie powinno zdarzać. Jest o tyle bardziej znośna od trójki, że historia zawiera trochę więcej emocji niż ta o ganianiu szalonego doktorka, w której wiadomo od początku kto jest zły a kto dobry. Czwórka bowiem postanowiła osnuć historię na motywie o dwóch zwaśnionych rodach/rodzinach, z których pochodzą (oczywiście z przeciwnych stron barykady) kawaler i pannica, którzy się w sobie zakochują, co jak wiadomo od razu zwiastuje krwawą jatkę, a jak bohaterowie mają do dyspozycji monstrum z gatunku Dyniogłowego to tym bardziej. Pomył zaiste karkołomny, ale jak się dało przerobić Hamleta na opowieść o lwach, świni i surykatce to można i Romea i Julię na horror o wiedźmie i potworze. No, a jak wiadomo historia romansu dwójki gimbusów, który trwał kilka dni i skończył się prawie tuzinem ofiar, to jak wiadomo kopalnia emocji. Jest zatem trochę lepiej niż w trójce (bardziej wciągająca historią), ale nadal nic nowego.
Ostatecznie obejrzyjcie sobie jedynkę. Dwójkę od biedy, jak już nie macie co robić. Pozostałe części, a szczególnie trójkę, odpuście. Z Dyniogłowym warto się zapoznać, jest to jakaś część historii horroru, ale naprawdę wystarczy pierwsza część.