Pewnie kilka osób zauważyło, że dawno nie napisałem żadnej recenzji i ogólnie rzadziej piszę. Ogólnie…no po prostu…. czasu nie mam, zarobiony jest i w ogóle. Zasady logicznego myślenia oraz doświadczenia życiowego muszą zatem prowadzić do wniosku, że skoro wygospodarowałem czas na napisanie recenzji, to znaczy, że coś mną poruszyło.
Oczywiście w tym miejscu, może pojawić się pytanie czy pozytywnie czy negatywnie.
Ale tu z kolei śledztwo związane z chociaż pobieżnym przeglądaniem naszego fanpage, mając na uwadze, że chodzi o Dom nocny, powinno niechybnie prowadzić do wniosku, że…………
….tak, brawo. Obejrzałem dobry horror. A nawet horror świetny. Jakim bez wątpienia jest Nocny dom. Tu jeszcze raz muszę podziękować Łukaszowi Świniarskiemu z @lukaszkochakomiksy za polecenie bo znowu trafiło precyzyjnie w nasze gusta. Chyba nie tylko w nasze, bo odzew pod każdym naszym postem na temat tego filmu jest taki, że sensacja rewelacja,
No, ale od początku.
Fabuła wydaje się stosunkowo prosta. Owdowiała kobieta (w tej roli rewelacyjna Rebeca Hall), po samobójczej śmierci męża, zaczyna odkrywać niepokojące sekrety swojego niedawno zmarłego małżonka. Tytułem punktu wyjścia to w zasadzie tyle. A jednak pod tym, kryje się znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, znacznie, więcej.
Dom nocy jest w zasadzie wszystkim tym czego oczekujemy od horroru. I wszystkim tym, czym dobry horror powinien być. Przynajmniej naszym zdaniem, ale jak pewnie wiecie, mamy na takie tematy coś do powiedzenia.
Dom nocny w bardzo umiejętny sposób wykorzystuje wiele klasycznych motywów, lub nawet bardziej klimatów, które możemy spotkać w innych bardzo dobrych horrorach. Ja złapałem się na skojarzeniach z Obecnością, lub szerzej, w ogóle filmami o nawiedzeniach (ze szczególnym uwzględnieniem nawiedzonych domów), Babbadook, To jeszcze nie koniec, Coś za mną chodzi, czy nawet Oszukać przeznaczenie, Wizyty, czy Last Shift.. Ale, no właśnie, są to bardziej skojarzenia, wynikające pewnie z tego, że trochę już w życiu obejrzałem. W samym Domu nocnym, nie ma absolutnie nic z naśladownictwa czegokolwiek. Obecność rozpoznawalnych horrowych klimatów jest tu jedynie wypadkową znajomości tematu. Naprawdę wprawnego wyczucia materii horroru, a w szczególności tego, co horrorowi służy i co służy temu aby film straszył.
Bo Dom nocny, oprócz niesłychanego wyczucia i znajomości horroru, jako, powiedzmy, tematu (w sensie, że widać że robił ktoś, kto się na tym zna) po prostu straszy. I to straszy na dwóch poziomach (co z resztą najpewniej jest efektem właśnie owej znajomości tematu).
Po pierwsze, straszy na poziomie, żeby tak rzecz, formalnym. Miejsce akcji, czyli dom wraz z otaczającym go lasem, p[przyprawiają od dreszcze. Są sfilmowane w sposób absolutnie niepokojący, uwypuklający stan osamotnionej w nim bohaterki. Ze wszystkimi cieniami ukrywającymi się w pól mroku, z kształtami, które są czym innym niż się wydaje ( a może wcale nie?), z czymś co czai się w miejscu które możemy dostrzec jedynie katem mogą (i może właśnie się poruszyło?). To wszystko jest absolutnie niepokojące, ale bez zbędnych fajerwerków i tak bardzo obecnie nadużywanych jumpscarów. Bardziej oparte nie na tym co widzimy, a na tym (co właśnie dowodzi maestrii w horrorze), co możemy jedynie wyczuć. I właśnie w tej niesamowicie klimatycznej oraz niepokojącej scenerii wydarzeń dostajemy kilka naprawdę przerażających scen. Budowanych właśnie na takim poczuciu strachu, które odczuwamy w ten sposób, ze powoli ściska za gardło. Tylko po to żeby ostatecznie za nie chwycić tak, że spadamy w poczucie braku jakiekolwiek możliwości ucieczki. Np. scenę stanowiącą wstęp do finału, w której……………o nie, nie. Nie zdradzę.
Po drugie, Dom nocny straszy na poziomie opowiadanej historii. Ta jest arcyciekawa, na swój własny sposób przerażająca, a jej precyzyjny sposób opowiadania doskonale współgra z idealne horrorwymi środkami opisanymi wyżej. Pogrążona w żałobie bohaterka, której zmarły samobójczą śmiercią mąż zostawił niepokojący list, zaczyna zagłębiać się w tajemnice, które najwyraźniej jej małżonek miał. Zagłębianie się w tajemnice prowadzi, do coraz bardziej przerażających odkryć, z początku obejmujących „jedynie” zdjęcia innych kobiet w telefonie, ale potem już dziwne okultystyczne figurki, tajemniczy drugi dom w środku lasu, a wreszcie duchy, demony z przeszłości, oraz – najwyraźniej- brutalne morderstwa. Sposób opowiadania jest przy tym taki, że nic nie jest od razu powiedziane wprost, tylko sugerowane, co prowadzi nas do finału, w którym……………….jesteśmy świadkami jednego z najlepszych pomysłów, jakiego od dłuższego czasu nie spotkaliśmy w horrorze. Mianowicie takiego, że dostajemy to czego się mogliśmy domyślać, a czego się obawialiśmy, a co okazuje się………….jednak dokładnie czymś odwrotnym. Tego typu przewrotności dawno nie widziałem. Żeby dać widzowi to czego się spodziewał (i powiedzmy sobie- bał), a jednocześnie odwrócić wszystko tak, żeby dać temu całkowicie inny wydźwięk. Dostajemy to co nam się wydaje, co jednak jest czymś innym niż nam się wydaje, a co właśnie przez ten zabieg, nabiera nowej wartości.
A wartość ta jest najsilniejszą strona Domu nocnego. Film ten ma bowiem to, co w naszej ocenie, odróżnia wybitne horrory od innych- choćby nawet bardzo dobrych. Cały ten opisany powyżej perfekcyjnie horrorowy entourage, w którym opowiedziana jest naprawdę ciekawa, horrorowa historia to tylko środek do dotknięcia czegoś głębszego oraz powiedzenia czegoś ważnego. Dom nocny to oczywiście bardzo dobry horror sam w sobie, ale jest to przede wszystkim…….perfekcyjne, przejmujące studium żałoby, aktorsko genialnie udźwignięte przez fenomenalną kreacje. Rebecci Hall A finalnie tak naprawdę historia o miłości, tej przekraczającej śmierci, oraz tej, która każe nam zapytać ile jesteśmy w stanie dla niej zrobić (jak śpiewał nieodżałowany Meat Loaf: I would do antyhing for love but I won’t do that).
W sumie tak mogłaby wyglądać Obecność (nie zrozumcie mnie źle- jest świetnym filmem), gdyby zamiast celować w bycie kinowym blockbusterem postanowiła być kameralnym, przejmującym kinem, które ma coś do powiedzenia.
Lekko 8/10, ale mój entuzjazm i miłość do horrorów, które są czymś więcej i potrafią mnie zaskoczyć pozwala dać nawet 9/10.
P.S. Muzyka jest rewelacyjna.
GoroA