Gdy oczy bolą od niewyspania, żołądek dopiero dochodzi do siebie po wczorajszym pijaństwie, a we łbie wciąż na próżno szukać jakiejkolwiek prostej i klarownej myśli, trzeba dać sobie na luz oraz odpalić film, przy którym istnieje szansa, by nie schlać się jak świnia.
Część was doskonale wie, że po samym plakacie niekiedy ciężko to wywnioskować, a następstwa błędu w sztuce mogą kosztować więcej niż tylko pieniądze przepuszczone na browary, ale co tam, kilka dni temu postanowiłem zaryzykować, co niekoniecznie zaowocowało pozytywnymi skutkami.
Już podczas pierwszych dziesięciu, piętnastu minut seansu da się zauważyć, że na pierwszy plan wysuwa się pewna przeraźliwie sucha i wyjątkowo małomówna niewiasta, której pojawienie się budzi niemały popłoch wśród pospólstwa pewnego miasteczka.
Pod opiekę bierze ją miejscowy policjant, którego miłosierny gest spotyka się z coraz większym niezadowoleniem ze strony sąsiadów. Prym wśród dąsających się wiedzie ksiądz, który uważa młodocianą za personifikację jakiegoś demona.
Prócz w przytulnej celi, czarnowłosa dziewczyna spędza też czas na wzgórzach, na które uciekła będąc pod opieką stróża prawa, który powoli zadurza się w niej niczym majowy chrabąszcz w bezkresnych polach usłanych storczykami… czy jakoś tak.
Tam jednak nie czeka jej nic miłego, o czym sami przekonacie się, jeśli poświęcicie niemal dwie godziny na seans. Pod sam koniec filmu wyjaśnia się kim jest babeczka, ujawnione zostają tajemnice niektórych mieszkańców, ale nim to się stanie, bardzo często pizga nudą.
Finał może i jest w stanie nieco zrekompensować dosyć słaby i przydługi środek filmu, pod warunkiem że nie uśniecie próbując dotrwać do końca. Jeśli czujecie się na tyle silni, próbujcie, tylko nie zapomnijcie o przynajmniej trzech wspomagaczach.