Postrzał w pysk, to z pewnością nic przyjemnego, a założyć się mogę, że gdybyście spojrzeli na ryj stwora z tej krótkometrażówki, od razu postawilibyście na moździerz albo haubicę. Nic mniejszego.
Maszkara ta została znaleziona w pewnej, pozornie zwykłej i niczym nie wyróżniającej się szafce, która była nowym zakupem małżeństwa, cierpiącego po tragicznej stracie dziecka. Gdybyście byli ciekawi szczegółów, informuję, że podrostek został skoszony przez samochód.
By zastąpić sobie utraconego synka, ludziska adoptują dziwoląga, który uwielbia wkładać sobie do ust rzeczy, których nie wziąłby do pyska nawet najbardziej rozpieszczony spaniel i choć nie pokazali tego w filmie, to pewien jestem, że skurczybyk połakomiłby się nawet na paczkę tamponów.
Zniekształcone dziwadło mieszka z rodzicami bardzo długo i sprawia im mnóstwo problemów wychowawczych, a na dodatek im szybciej dorasta, tym bardziej zwyrodniałe i wkurzające się staję.
Gdy jakimś cudem udaje mu się uzyskać szkolny dyplom (wtf?), monstrum postanawia upić się jak dzika świnia i obscenicznie tańczyć na imprezie zorganizowanej przez przyszywanych rodziców. Wtedy, prawdopodobnie raz pierwszy w życiu, pan domu stara się zakazać złych zachowań „synkowi” i… resztę oglądnijcie sami.
Finał jest dziwaczny i choć rozumiem zamysł autorów, to niezbyt mnie on przekonuje. Do tego stwór wygląda przeciętnie, fabuła nie porywa, a całokształt, choć nie wypada źle, mimo wszystko zachwycić nie potrafi.
Dobrze, że nie trwa to długo, bo gdyby przedłużyć całość choćby do czterdziestu pięciu minut, film mógłby się okazać wybitnie ciężkostrawny. Reasumując, jeśli pominiecie tę pozycję, niewiele stracicie, ale kto wam broni spróbować, hm?