FAT KID MASSACRE – MASAKRA GRUBEGO DZIECIAKA
Nie będzie to długa recenzja, bo i nie ma tu czego za bardzo opisywać. Około dziewięciu minut czasu projekcji, czterech aktorów i dwa rodzaje pleneru z pewnością robią na was wrażenie.
Żeby recenzja nie była pisana na kompletny odpierdol, powiem wam co nieco o fabule tego spektakularnego filmu grozy.
Przyjaźń czterech najlepszych kumpli zostaje kompletnie zniszczona, kiedy jeden z nich, łamiąc przyrzeczenie polegające na byciu zawsze grubym, zaczyna nad sobą pracować i finalnie ze spasionego, wiecznie zdyszanego faceta, zamienia się w chudego, acz przypakowanego sportsmena.
Reszta jego eks-watahy nie może tego znieść, postanawia więc nieco uprzykrzyć mu życie poniżając go, wyzywając i doprowadzając do płaczu. Żaden z nich nie wie jednak, że wkrótce przyjdzie im zapłacić za te ohydne, nieludzkie czyny.
I tutaj właściwie mogę skończyć pierdolić, bo prócz komicznego pomysłu na zemstę chudzielca, nie znalazłem tu ani jednego pozytywu.
Wiem doskonale, że autorzy zrobili to na szyderę, że zapewne wcale nie miało być zabawnie i takie tam gadanie.
Ja w każdym razie oczekiwałem choć minimum:
a) humoru
b) scen gore
c) dobrego pomysłu
Nie muszę dodawać, że jedynie pierwszego czynnika było tam co nieco, reszty zaś niczym chmielu w wódce.
Oceny końcowej miałem niby nie wystawiać, bo ciężko byłoby wychlać nawet jedno piwo podczas seansu, ale gdybym zdążył i miał spust jak kormoran, musiałbym chlapnąć przynajmniej cztery dla jako takiego odbioru.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: