BALLET OF BLOOD
–
KRWAWY BALET
Czasem, gdy tancerki baletowe zrzucają swe kuse stroje i przebierają się w jeszcze bardziej skąpe uniformy, przywodzące na myśl pornobiznes, robi się naprawdę ciekawie! Po co to robią? Dla fejmu, sławy, darmowych orzeszków ziemnych oraz kanapek ze szpinakiem. Za to ostatnie sam bym dał się pochlastać.
W ich dziwacznym stadku często jednak kryją się czarne owce o słabej psychice, który przypominają tańczące na paluszkach bomby zegarowe. Robią szpagaty, wyginają odnóża, a nim się człowiek obejrzy, cała sala ubabrana jest bebechami i świeżą juchą.
Taka właśnie, niestabilna psychicznie furiatka jest główną bohaterką tego filmu. Wkurzona i wyposażona w karabin maszynowy oddaje serię w kierunku swojej nauczycielki tańca, lecz ta przeżywa, a młódka zostaje zamknięta u czubków.
Spokój i idylla nie trwają długo, bo panienka nie zamierza bezczynnie siedzieć w szpitalu i przyjmować zastrzyków w tyłek.
Morduje starszą pielęgniarkę i ucieka zza krat, by zemścić się na każdym, kto nie będzie widział w niej utalentowanej baletnicy. Wystarczy jedno nieopaczne słówko ze strony przechodnia i już leży w kałuży krwi. Tak bardzo nasza milusińska ma nawalone pod czachą.
Czego w tej produkcji nie ma! Wystrzały z karabinu, smagnięcia samurajskim mieczem, magiczna maszyna do pisania, wróżka-baletnica o aparycji MILFa, kuso odziane tyłki i… tyle.
Krwi tu niewiele, polotu również, ale główna linia fabularna utkana jest tajemnicami, które wychodzą na wierzch w trakcie trwania filmu. Spodziewałem się kompletnej kaszanki, ale szczęśliwie dla mnie, nie było tak tragicznie, bo uwierzcie mi lub nie, ale widywało się gorsze rzeczy.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: