TROLL HUNTER – ŁOWCA TROLLI
Czy wiecie, że ciąża trolli trwa 15 lat? Czy zdajecie sobie sprawę, że choć dodatkowe głowy rosną im przez całe życie, to jednak tylko pierwsza posiada oczy? Ba! Też nie wiedziałem, póki nie chapnąłem browarka przy zaiście zacnym seansie.
Przypominam sobie czasy, kiedy zniesmaczony siedziałem w kinie oglądając czerstwe jak moje dowcipy kino, które ponoć wywoływało wymioty i omdlenia u amerykańskich widzów. Mowa oczywiście o Blair Witch Project, które choć było totalną szmirą, to jednak zyskało sobie ogromne stado fanów.
Pseudo dokumentów opartych na bazie kręcenia „z ręki” powstało masę, a każdy, jaki przewinął mi się przez kompa był co najwyżej przeciętny. Kiedy w moje spocone łapki wpadł „Łowca trolli” spodziewałem się podobnych, lichych wrażeń. Na szczęście, ów film ma kilka rzeczy, których nie miały inne podobnego typu.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fabułę, jest interesująca, zawiera wiele ciekawostek na temat zachowań i typu życia trolli oraz zagwozdek profesji jedynego w Norwegii (i na świecie) łowcy trolli.
Wlepiając gały w monitor dane nam będzie poznać patałachów z Urzędu Orchony Trolli, wścibskich młodocianych dziennikarzy, tytułowego łowcę oraz same trolle w 4 odmianach, których nazw za cholerę nie potrafiłbym powtórzyć.
Właściwie nie chcę psuć zabawy tym, którzy jeszcze tego nie widzieli, tak więc w kwestiach fabuły będę powściągliwy. Nie ma tutaj fajerwerków, zarówno fabularnych jak i graficznych, ale ogląda się to o dziwo zajebiście przyjemnie.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=TLEo7H9tqSM
Werdykt: